sobota, 25 lutego 2012

Seventh

„Przeznaczenie jest pojęciem przerażającym. Nie chcę być skazana przez los, chcę wybierać.”

                                                                                            - Jeanette Winterson



*Miesiąc później*

Odkąd poznałam się z Harrym minął już miesiąc. Z wszystkimi się naprawdę bardzo zaprzyjaźniłam. Dziś po południu idę z Liam’em na spacer, bo chcemy obgadać sprawę Zayn’a i Ariel. Ona właśnie bierze prysznic, bo jak to mi stwierdziła, to umówiła się z Zayn'em w kawiarni. Zostanie u mnie jeszcze przez tydzień, bo samolot, który miał przylecieć z jej rodzicami miał jakieś problemy i musiał zawrócić i wylądował w Miami. Teraz jest 12:00. Za dwie godziny ma przyjść Liam i pójdziemy gdzieś. Może do parku, byle by było spokojnie. Zeszłam do kuchni i usłyszałam jak moja mama się w niej krząta. Dziś sobota i ma wolne. Co jest dziwne, bo zazwyczaj w niedziele ma wolny dzień, ale coś jej zamienili w tym tygodniu i jutro idzie do pracy.
-Cześć mamuś, co gotujesz? – zapytałam siadając na krześle
-Zastanawiałam się nad naleśnikami. Mogą być? – zapytała i uśmiechnęła się do mnie przez ramie. Była do mnie tyłem bo szukała czegoś w drzwiach lodówki.
-A za ile będą gotowe?
-Za chwilkę, jeśli tylko znajdę mleko. A co?
-Na wprost Ciebie. – powiedziałam a ona je wyjęła i się uśmiechnęła klepiąc się w czoło. Zaśmiałam się. – A bo o 14:00 wychodzę z Liam’em. Okay?
-No dobrze. A to ten chłopak z tego sławnego zespołu. Umm… jak im było?
-One Direction.
-Właśnie. Bardzo się polubiliście jak zauważyłam.
-Tak, wszyscy z zespołu są naprawdę niesamowici.
-No to miło, ale wiesz jakie są gwiazdy.
-Wiem mamo, ale oni tacy nie są. – powiedziałam i zobaczyłam jak telefon mi zawibrował, gdyż leżał na blacie obok mnie i miski, w której mama miesza składniki.
-O wilkach mowa, prawda? – uśmiechnęła się, a ja zobaczyłam kto napisał. Na wyświetlaczu ukazał się napis „Harry”
-Taak – powiedziałam ledwo słyszalnie i odczytałam wiadomość.

„Hey sweetie, słyszałem, że wychodzisz dziś z Liam’em :)”

Och jaki on słodki. Ale nie, że ja coś… Nie, nie. Po prostu ma ten swój styl pisania fajny, a to, że nazwał mnie „sweetie – kochanie”, to przecież nic nie znaczy :P

„No hey. Tak, wychodzimy. A co, już Ci się wygadał? ;D”

-No to muszę ich kiedyś poznać – oznajmiła mama wylewając masę na patelnię.
-No nie ma sprawy – uśmiechnęłam się i odczytałam sms’a

„No ba! Ale wiesz… Nie wiem co Lou na to powie, bo jest wrażliwy na takie tematy. Nie pytałem go o to czy coś do Ciebie czuje, ale to widać, a że jest moim kumplem, to chcę mu pomóc.”

Odpisałam pośpiesznie.

„Wiem, rozumiem Cię, ale ja i Liam… Między nami nic nie ma.”
„To po co się spotykacie?” – zapytał. Ale coś tu jest nie tak. Nie rozumiem nic.
„Tu chodzi o Zayn’a i Ariel. Nie mogę zbytnio rozmawiać na ten temat. Przepraszam.”- odpisałam i poszłam się wykąpać. Ubrałam <klik>  włosy rozpuściłam i zeszłam na dół na obiad. Chwilę później dołączyła do mnie Ariel.
-A ty też gdzieś wychodzisz? – zapytała mama moją przyjaciółkę.
-Taa, na randkę z Zaynoldem się wybiera – powiedziałam z grymasem, bo nie chcę by potem z ich „miłości” wyszedł badziew.
-No a ty myślisz, że ty taka święta?! Umawiasz się z Liam’em, a nie widzisz jakie maślane oczy robi do Ciebie Harry! – powiedziała wstając energicznie od stołu.
-Co ty znowu pieprzysz?! – krzyknęłam, również wstając od stołu.
-Elisabeth, wyrażaj się. – pouczyła mnie mama
-Przepraszam – powiedziałam do niej i podeszłam do Ariel
-Nie widzisz tego ?! To może Ci to udowodnić ! – odburknęła i wzięła torebkę
-Ależ proszę bardzo! Bo nic takiego nie ma! – krzyknęłam i zatrzasnęłam za nią drzwi i siadłam do stołu kipiąc ze złości.
-Elisabeth… - zaczęła moja mama siadając obok mnie – Co się dzieje.
-Nic. Znaczy… nie wiem co ona sobie ubzdurała.
-No, a nie pomyślałaś, że może mieć z tym racje ?
-Ale z czym, mamo! Ja, Harry i Liam się tylko przyjaźnimy! Nie wiem o co jej chodzi. – oparłam głowę na rękach i nie wiedziałam co o tym myśleć. A w dodatku jeszcze dochodzi do tego wszystkiego Louis.
-Córciu. Porozmawiaj z chłopakami na spokoju. Masz jeszcze godzinę do spotkania z Liam’em. Może Ci się uda zamienić słowo z tym Louis’em.
-Ale zaraz. Skąd wiesz o Lou?
-Tak niechcący zerknęłam co Ci napisał Harry – odparła i mrugnęła do mnie.
-Okay, to wiesz co… - zaczęłam
-Tak, leć. Zjesz wieczorem – uśmiechnęła się do mnie
-Kocham Cię ! – krzyknęłam zamykając drzwi i biegłam w stronę domu chłopaków. Napisałam do Louis’a czy mógłby teraz przyjść do mnie. Od razu się zgodził i spotkaliśmy się w połowie drogi.
-To o czym chciałaś pogadać? I czemu teraz jak zaraz masz się spotkać z Liam’em – zobaczyłam jak jego boski uśmiech zamienia się w rozpacz
-No właśnie o tym…  - siedliśmy sobie na chodniku i zapadła cisza, bo nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć.
-Elisabeth… - zaczął, a ja się na niego spojrzałam. Louis chwycił moją twarz w dłoń, przejeżdżając palcem po moim policzku – wiem, że ty wiesz o czymś czego nie powinnaś wiedzieć.
-Ehh – odwróciłam wzrok i spuściłam głowę
-Ale… - spojrzałam na niego – to nie tak, jak myślisz – uśmiechnął się do mnie, a ja już nic nie rozumiałam.
-To proszę Cię. Wyjaśnij mi to – poprosiłam, a on mnie złapał za dłonie, zamkną oczy, a po chwili się na mnie spojrzał.
-Tak. Z jednym się zgodzę. Jesteś niesamowitą dziewczyną. Każdy chłopak marzy o takiej dziewczynie jak ty. Nawet ja. Chciałbym… ale nie chcę stracić przyjaciela, bo wiem jaki on jest głupi  z miłości do Ciebie.
Słowa, które powiedział mi Louis zabrzmiały mi w głowie jak jakiś najgłośniejszy gong. Przyjaciel? Miłość? Do mnie? Nie rozumiałam już nic. Czyli w pewnym sensie Harry miał racje, no ale kim jest ten „przyjaciel”.  Czemu ja do tej pory o tym nie wiedziałam. Czemu tak to się potoczyło, a nie inaczej? W dodatku ta kłótnia z Ariel…
Siedziałam tak patrząc się w oczy Louis’a i czułam jakby cały świat nagle stanął w miejscu i liczyła się tylko ta chwila, w której utknęłam ja z nim. Nie wiedziałam co się dzieje. Siedzieliśmy tak z chłopakiem wpatrzeni w siebie. W pewnym momencie zrobiłam coś, czego chyba nie powinnam. Pocałowałam go. Lou był zdziwiony, ale potem przestał się opierać. Jego jedna dłoń gładziła moją szyję, a druga wędrowała po moich plecach. Z niewinnego pocałunku przeistoczyło się to w coś, czego nie potrafię nazwać. Było przyjemnie, ale musiałam to przerwać. Popatrzałam się na niego i uciekłam. Zostawiłam go tam samego. Źle się zachowałam, ale nie mogłam inaczej postąpić. Jestem idiotką. Pocałowałam go chociaż nie chciałam mu robić tej nadziei. Poczułam się z tym okropnie, więc zawróciłam. Chłopak siedział dalej tak jak został. Wróciłam i siadłam obok spuszczając głowę.
-Przepraszam – powiedziałam zawieszając głos
-Ja też – spojrzał się na mnie
-Ale to moja wina. To ja Ciebie pocałowałam. – poczułam się strasznie winna. Z tego powodu było mi tak głupio, że obawiałam się spotkania z Liam’em.
-Nie obwiniaj siebie o to. Słuchaj. Zaraz musisz iść, więc jeśli pozwolisz to wpadnę do Ciebie wieczorem. Dobrze? – zapytał obdarowując mnie tym słodkim uśmiechem <klik> 
-Dobrze – odwzajemniłam uśmiech, otrzepałam się z resztek chodnika i poszliśmy w swoje strony. Do domu zaszłam na 13:55. Zdążyłam tylko napić się wody i przyszedł Liam. Kierowaliśmy się w stronę pobliskiego parku.
-No a więc… - zaczęłam, gdy usiedliśmy na ławce
-Przecież dobrze wiesz, że nie chcę rozmawiać teraz o Zayn’ie. -  Spojrzałam się na niego pytającym wzrokiem, bo nie wiem jaki on ma zamiar.
-Słucham? Myślałam, że właśnie po to się tutaj spot… - nie pozwolił mi dokończyć, bo zamknął moje usta pocałunkiem. Automatycznie to przerwałam. Najpierw Louis, teraz Liam?! Kto do cholery jeszcze! Ale zaraz… Tomlinson mówił coś o przyjacielu i jego miłości do mnie. Czyżby to był Liam?
-Od pierwszego dnia gdy Cie poznałem, chciałem to zrobić – odparł chłopak gładząc moje włosy i bawiąc się ich kosmykiem.  – Wiem, że nie powinienem, ale w głowie mi tylko ty.
-Liam… Nie wiem co powiedzieć. – totalnie mnie zatkało. Za wiele jak na jeden dzień, nie sądzicie? Najpierw kłótnia z Ariel, potem wyznanie Louis’a, a teraz Liam’a. Nie powiem, ale szybcy są chłopcy z 1D. Tylko, że nie wiem co robić. Liam – kocham go, ale jak brata. Naprawdę. To właśnie on dla mnie jest jak straszy brat, stróż, któremu nie boję się nic powiedzieć. Niby znamy się tylko miesiąc, ale ja to wiem. Louis – jest wesołym chłopakiem. Uwielbiam w nim jego charakter. No i podejście do życia i świata. W końcu już swoje przeżył i wie więcej niż na przykład ja. Ciężko mi teraz jest, ale wiem jedno…
-Ale ja wiem co. Zakochałem się w Tobie – tego się najbardziej obawiałam. Nie chciałam tego usłyszeć. Jestem dziwna, prawda? Najpierw narzekam, że nie mam powodzenia takiego jak Kaji, a teraz dwóch wspaniałych chłopaków jest we mnie zakochanych, a ja wybrzydzam. Świnia ze mnie…
Przytuliłam go mocno do siebie i powiedziałam mu na ucho.
-Liam… Jesteś naprawdę wspaniałym chłopakiem, ale zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. – Wypuściłam go z uścisku i spojrzałam mu głęboko w oczy - Nie chcę Cię zranić, ale chodzi o to, że ja nie potrafię Cię traktować jako kogoś więcej. Kocham Cię, ale tak po przyjacielsku. Jesteś moim aniołem stróżem. Przepraszam…
-Rozumiem… Ale dziękuję Ci za szczerość. To najbardziej w Tobie cenię – uśmiechnął się do mnie. Dałam mu buziaka w policzek.
-To może pomyślimy co zrobić z Zayn’em i Ariel. Bo oni są naprawdę w sobie zakochani. – powiedziałam patrząc się jak małe dzieci biegają wokół drzew, próbując złapać motyle.
-Wiem, ale boję się o naszego DJ’a Malika – zaśmiał się, a ja z nim. – No bo gdyby im nie wyszło, to on by się załamał.
-Wiem… - opowiedziałam mu o mojej kłótni z Ariel. Nie mówiłam o tym co mi wręcz wykrzyczała o mnie i chłopakach. Powiedziałam tylko to o niej i o Zayn’ie.
-A nie wiesz przypadkiem czy czasem nie są razem?
-No właśnie nic na ten temat mi nie wspominała. A dziś się pewnie już do mnie nie odezwie.
-No to mamy problem… Znaczy ty masz – pokazał mi język, a ja go szturchnęłam.
-Nie pomagasz – zaśmiałam się.
-Oj tam… :P Spróbuj dziś z nią pogadać.
-Okay, postaram się :) Mam nadzieję, że nie jest aż tak bardzo zła. No ale wiesz czemu ja tak zareagowałam.
-Wiem, wiem. – powiedział i mnie przytulił. – Ale ona tego nie wiedziała.

******************************

Się porobiło, co nie? ;D
Jak myślicie, jak będzie w następnych rozdziałach? :P
Liczę na komentarze :)

P.S. Przepraszam, że tak późno dodaję rozdział, ale ostatnimi dniami miałam wiele spraw. Dodatkowo sprawdziany w szkole itp. Ale ważne, że jest, prawda? ;)

piątek, 17 lutego 2012

Sixth

„Ale kiedy patrzę na ciebie nigdy nie mogę być odważny, bo ty sprawiasz, że moje serce zaczyna bić szybciej… „                                                          - One Direction „One Thing”


-Dojadą, nie przejmuj się tak – Ariel mnie objęła i tak się patrzałyśmy jak krople deszczu spływają po szybie. Płynęły tak szybko jak życie człowieka. Jedna kropla spływa prosto w dół, ale nagle coś na nią wpływa i zmienia decyzję, zmienia kierunek. I idzie „pod prąd”. Tak samo jest z naszym życiem. Przez całe życie szukamy naszego kierunku, który będzie nam towarzyszył do końca naszych dni. Ale wystarczy jedna osoba, jedno wydarzenie, by wskazać nam to co tak naprawdę kochamy i to kim się staniemy. Na to mają wpływ nasi przyjaciele i rodzina, którzy znają nas jak mało kto. Kochają nas i wspierają przy wyborach. Tych dobrych jak i tych złych. Gdy upadniemy, pomogą nam się dźwignąć i iść dalej.
Właśnie poznając chłopaków, dostrzegłam ile tak naprawdę mnie ominęło, przez udawanie kogoś innego. Oni żyją pełnią życia i nie zważają na jakieś drobne potknięcia. Śmieją się z własnych błędów i wyciągają z nich wnioski. Nie warto się zamartwiać tym co nie wychodzi, tylko stanąć na nogi i pokazać wszystkim, że jesteśmy silni i, że damy radę. Mamy w sobie tą siłę i dlatego nie warto się poddawać! (od aut. Wiem, że się rozpisałam, ale tak mnie natchnęło. Akurat przy tym w kółko słuchałam „I Should Have Kiss You”. )
-To co dziś robimy ? – zapytała mnie moja przyjaciółka – Nie ma pogody, więc mo…
-Coś głupiego! – wyskoczyłam przerywając jej.
-Słucham ? – zapytała, nie wierząc w to co usłyszała
-No tak, coś czego nigdy jeszcze nie zrobiłyśmy. Chodźmy na miasto. I tak, w tą ulewę. Zmoknijmy jak kury, kupmy sobie wielkie lody i zjedzmy je siedząc w parku na mokrej ławce. Wytarzajmy się w błocie, bawmy się jak małe dzieci! – byłam bardzo podekscytowana. Wstąpiło we mnie tyle energii, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Miałam ochotę zaszaleć, wreszcie się wybawić za te wszystkie ciężkie dla mnie lata.
-Czy ty siebie słyszysz? – zaśmiała się Kaji siadając przy laptopie.
-Owszem. No i chcę wsiąść do London Eye i zobaczyć jak wygląda miasto w trakcie ulewy. Tak z samej wysokości. – z braku tchu padłam na sofę i się rozmarzyłam. Kątem oka zobaczyłam, że przyjaciółka coś pisze na twitter’ze, ale ja wciąż byłam we własnym świecie.
-Tak, a potem być chorym. – powiedziała patrząc się na mnie tak, jakby to co chcę zrobić było głupim pomysłem. No może i nie był zbyt rozsądny, ale ja chciałam to zrobić.
-No pozwól mi zaszaleć ! – zaczęłam ją błagać.
-Rób jak uważasz, ale ja się na to nie piszę.
-No to, see yah! – i wypędziłam tak jak byłam ubrana na miasto. Biegłam ile sił w nogach, ale uznałam, że prędzej się zmęczę niż dojdę do samego centrum Londynu, więc poleciałam na metro. Ludzie popatrzeli się na mnie jak na wariatkę, ale ja miałam zaciesz na twarzy i tylko to mi wystarczało. Dziesięć minut drogi i byłam na miejscu. Pobiegłam do London Eye i wykupiłam wejściówkę. Słyszałam za sobą jakieś głosy, ale dla mnie wszystko się działo w ekspresowym tempie. Wsiadłam i szczerzyłam się do widoku jak mysz do sera. Poczułam czyjeś dłonie na moich ramionach. Odwróciłam się i ujrzałam Harry’ego. Zaśmiał się na mój widok, a ja spojrzałam na jego mokre włosy, które już nie przypominały loczków, ale proste druty ;D
-Co ty tu robisz? – zapytałam wciąż się uśmiechając
-Przeczytałem na TT wpis Ariel i popędziłem specjalnie by Cie tu spotkać.
-Nie przeraziła Cie myśl, że zmokniesz i będziesz chory?
-A kogo to obchodzi! Chciałem przeżyć przygodę swojego życia. Spodobało mi się to, że się odważyłaś zrobić coś takiego. No i właśnie taką sobie Ciebie wyobraziłem.
-Ale to Twoja zasługa
-Moja?
-No i ogólnie wszystkich Was, ale w szczególności też i Twoja – uśmiechnęłam się odgarniając mokre włosy z twarzy. Zdjęłam gumkę z włosów i pozwoliłam im swobodnie zwisać.
-A co ja takiego zrobiłem ? – uśmiechnął się i poprawił swoją bluzę, która była we wszystkie strony. Widocznie musiał biec i nie zdążył jej nawet zapiąć i pewnie dlatego teraz tak była ułożona.
-Twoje słowa dały mi wiele do myślenia no i takie tam – jakoś się speszyłam, bo znów zrobił coś takiego ze swoją twarzą jak zrobił wczoraj wieczorem u mnie w kuchni.
-No to miło mi to słyszeć. – popatrzał mi się głęboko w oczy, a potem zerknął za mnie i mnie odwrócił przodem do szyby – Zobacz, bo chyba na tym Ci tak zależało.
Spojrzałam i widok był zniewalający. Byliśmy już na samej górze, a miasto wyglądało niesamowicie jak na taką pogodę. <klik> Opatulone w szare i białe kłębki chmur, za zasłoną deszczu.
Patrzeliśmy tak, aż musieliśmy wysiąść. Deszcz wciąż padał tak jak wcześniej, chociaż nawet nie wiem czy nie bardziej.
-To co ? Teraz te Twoje lody? – uśmiechnął się, a ja przytaknęłam.
Wstąpiliśmy do pobliskiej lodziarni i wykupiliśmy największe lody. Zapłaciliśmy fortunę, ale warto było. Podjechaliśmy metrem do jakiegoś parku i siedliśmy sobie pod drzewem, wcinając nasze lody. Byliśmy już od dobrych dwóch godzin mokrzy do cna, ale siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Wreszcie zrobiło mi się strasznie zimno. Harry dał mi swoją bluzę, ale mu ją po czasie oddałam, bo widziałam, że jemu jest zimniej niż mnie.
Nie chcieliśmy już od razu być w domach, więc szliśmy na nogach. U mnie zjawiliśmy się o 18:45. Ariel nie było, ale zostawiła mi kartkę z wiadomością, że pojechała do biblioteki po jakąś książkę. Ale ją wzięło na czytanie :P Było nam strasznie zimno. Harry’emu dałam jakieś ciuchy, które dwa miesiące temu zostawił u mnie kuzyn z Kanady. I pokazałam mu gdzie może wziąć kąpiel by się ogrzać. A ja wygrzebałam jakieś ciuchy i też wzięłam ciepłą kąpiel. Ubrałam <klik>  bo wciąż mi było zimno. Włosy zostawiłam rozpuszczone i zeszłam do kuchni. Po tym co słyszałam to Hazza jeszcze się kąpał. Korzystając z okazji zrobiłam nam po gorącym kakao i położyłam obok po dwa ciastka dla każdego <klik> . Położyłam to na stoliku w salonie i poczekałam na Hazzę. Z nudów bawiłam się swoim telefonem i robiłam zdjęcia temu co jest przede mną. I gdy chciałam zrobić zdjęcie, przed aparat wyskoczył mi Harry i wyszło takie zdjęcie <klik>  
-No i jak wyszedłem ? – zapytał siadając obok mnie.
-Zobacz – podałam mu telefon ze zdjęciem i gdy na nie spojrzałam, to automatycznie się uśmiechnęłam. Nie wiem co to zdjęcie ma w sobie, ale gdy je widzę, to się uśmiecham.
-No śliczny jestem – powiedział i przeczesał swoje włosy
-Ale ty skromny – zaśmiałam się i zmierzwiłam mu tą jego grzywę
-Haha… żartowałem tylko – uśmiechnął się i sięgną po kakao. Jedno podał mi.
-Dziękuję – popatrzałam się na niego i przypomniał mi się dzisiejszy cały dzień. Styles się na mnie popatrzał, odłożył na bok kubek i zapytał
-Jestem gdzieś brudny, że tak mi się przyglądasz? – ja się mu przypatrzałam i wybuchłam śmiechem.
-Teraz owszem. Masz białe wąsy – i zaczęliśmy się śmiać.
Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy o dzisiejszym dniu. Pośmialiśmy się, ale ja nie czułam się najlepiej. Skoczyłam do apteczki i wyciągnęłam sobie tabletkę. Tak zapobiegawczo by nie być chorą. Pan Wąsik też poprosił, więc i jemu dałam jedną. Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy, ale zobaczyłam, że jest już przed dwudziestą, a Ariel wciąż nie ma. Przecież do biblioteki jest tylko pięć minut drogi. Harry zobaczył, że coś jest nie tak.
-Hej, Lisa. Co się dzieje?
-Już ta godzina, a Ariel wciąż nie ma.
-Może poszła do domu.
-Ale ona u mnie zostaje na miesiąc, bo jej rodziców nie ma.
-Kurcze, to może zadzwoń do niej.
-Próbowałam już godzinę temu, ale nie odbierała.
-To spróbuj teraz. Może wtedy nie słyszała.
-Masz rację. – zrobiłam tak jak mi radził Hazza, ale wciąż nic. Nie odbierała. Dzwoniłam trzy razy, ale za każdym razem mogłam czekać i czekać.
-No i ? – zapytał w pewnym momencie
-Boję się, że coś jej się stało – powiedziałam ze strachem w oczach.
-Elisabeth, nie myśl od razu o najgorszym. – przytulił mnie i próbował dodać otuchy.
-Chyba Ci telefon dzwoni. – powiedziałam, a on odebrał.
-No cześć Zayn. Tak. No właśnie nie wiemy gdz… Aha. Okay. Dobra, przekażę. No, dzięki za cynk. Na razie.
-Co chciał ? – zapytałam biorąc łyk kakao.
-Powiedział, że jest z Ariel. Bateria jej padła i dlatego dzwoni byś się nie martwiła. Poszli do kina i odwiezie ją do domu za godzinę, może dwie.
-Aha… to tyle dobrze.
-No, a ty się już tak przejmowałaś – uśmiechną się do mnie i poszliśmy do mojego pokoju. Włączyłam wieżę i przyciszyłam trochę głośniki, by muzyka nie przeszkadzała w rozmowie.
-Nie jesteś głodny? – zapytałam włączając laptopa.
-Umm… nie wiem, a ty ?
-No tak trochę.
-To zjedz sobie coś.
-Ale tak sama nie chcę, a po za tym to nie wiem co :P
-No to chodźmy na dół i coś wymyślimy.
Zeszliśmy do kuchni i otwarliśmy książkę z przepisami. Szukaliśmy czegoś co można szybko i łatwo przygotować, a żeby było smaczne i pożywne. Wreszcie wybraliśmy Obiad Włoski. Składa się z gotowanego makaronu spaghetti, sosu, który jest zrobiony z czosnku, szalotki, pomidorów, bazylii, soli, cukru i oliwy. Na koniec posypuje się świeżo startym pieprzem i parmezanem. Całość trwa 15 minut, a efekt jest taki <klik> 
Poszliśmy do jadalni <klik>   i w ciszy zjedliśmy to co przygotowaliśmy. No i muszę przyznać, ale wyszło nam niesamowicie.
-Powinniśmy zostać kucharzami – oznajmił Styles wkładając naczynia do zmywarki
-Czemu tak uważasz? – zapytałam nalewając nam soku pomarańczowego
-No bo nieźle nam to wyszło :)
-No w sumie to tak, ale nie wiem czy bym wytrzymała w jednej kuchni z Tobą – dałam mu kuksańca w bok i wróciliśmy do mojego pokoju.
-Czy ty coś sugerujesz?
-No coś ty – machnęłam ręką i podałam mu laptopa. Wszedł na TT i napisał coś ciekawego.

„Cały dzień spędzony z @ElisabethMontgomery . Dziękuję za miłe popołudnie i wieczór. Mam nadzieję, że się tylko nie rozchorujemy. Xoxo.” 

Gdy Harry wyszedł do toalety, odpisałam:

@Harry_Styles  Ja też mam taką nadzieję ;D I tak samo Ci dziękuję za dziś :*”

Nie wiem nawet kiedy wrócił, ale poczułam jego oddech na swojej szyi.
-Ależ nie ma za co, ale tego buziaka, to chcę dostać w realu. – uśmiechnął się tak, jakby myślał, że go dostanie. Zignorowałam to co powiedział i odłożyłam laptopa na bok.
-To co robimy? – zapytałam opierając się na rękach
-Nie wiem, ale ja już powinienem się zbierać, bo już późno. Zaraz też pewnie przyjedzie Ariel więc…
-No to właśnie. Napisz do Zayn’a, że jak odwiezie Ari, to niech Ciebie od razu weźmie.
-Ty to masz łeb – powiedział i napisał do niego sms’a
-A widzisz – pstryknęłam palcami i usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach. Była to Ariel.
-Ehh… czyli czeka mnie powrót na piechotę – spuścił głowę i siadł na łóżku załamany.
-Wcale nie. Zayn przeczuwał, że tu jeszcze jesteś, więc czeka na Ciebie – oznajmiła Kaji kładąc torebkę na moim łóżku.
-Serio ?! – od razu się zerwał na równe nogi
-Haha… Tak. – uśmiechnęła się, a Harry podziękował mi za wszystko i poleciał do auta.

***************************************

No i co sądzicie o rozdziale? Jeśli coś Wam się w nim nie podoba, to piszcie śmiało, a ja postaram się to zmienić, chociaż już mam napisanych kilka rozdziałów do przodu :)

wtorek, 14 lutego 2012

Fifth

„To człowiek człowiekowi najbardziej potrzebny jest do szczęścia.”

                                                                                                                      - P. Holbach


-Myślę, że spodobałaś się Louis’owi – szepnął mi na ucho. Nie myślałam, że on zrobi właśnie to. Ale kamień mi spadł z serca, bo myśl, że Styles mógłby mnie pocałować, mnie strasznie zestresowała.
-Słucham? – zapytałam niedowierzając w to co mi właśnie powiedział. No bo przecież, to Harry pierwszy napisał, bo chciał mnie poznać. A może… To Louis chciał mnie poznać, ale wstydził się i poprosił o wyręczenie Harry’ego. Nie wiem co mam myśleć, ale nie spodziewałam się tego, że to właśnie Louis’owi się podobam. No ale teraz to wszystko by się składało w jedną całość. No bo gdy włączałam muzykę, to właśnie on przyszedł i chciał mi pomóc. No a gdy Niall powiedział o całowaniu, to Lou się nagle speszył i zaatakował Horan’a. No i co o tym myśleć. „Nie, nie” – odgoniłam od siebie te myśli i powróciłam na ziemię.
-No tak mi się zdaje. Jak coś to ja nic nie mówiłem. – wycofał się z tego tematu i włożył do mikrofalówki kolejną paczkę. Nic już na ten temat nie wspomniałam. Chciałam o tym zapomnieć.
-Czy to musi tyle trwać – zaczęłam się niecierpliwić.
-Spokojnie – zaśmiał się Harry
-To wiesz, ja zaniosę to do mojego domowego kina i zaraz przyjdę.
Poleciałam szybko do pokoju po drugiej stronie domu i wróciłam spowrotem do kuchni.
-Szybka jesteś.
-A no bywa – pokazałam mu język i wyciągnęłam z lodówki dwa ostatnie desery, które przygotowałyśmy z Kaji.  – Trzymaj – podałam jeden Harry’emu
-Co to ? – zaczął uważnie oglądać deser
-Spróbuj, a obiecuję, że Ci zasmakuje
-No dobrze, piszę się na Ciebie – uśmiechnął się i go wmurowało.
-Co jest? Aż tak Ci nie smakuje?
-Nie, nie. Jest niesamowite! Mogłabyś mi dać na to przepis?
-Pewnie, szybko się przygotowuje. Tylko muszę znaleźć jakiś…
-Długopis? – zapytał i pomachał mi nim przed nosem.
-Dzięki – uśmiechnęłam się i zapisałam co musi kupić i jak zrobić. – proszę
Podałam mu kartkę z przepisem i oddałam jego długopis. Poczekaliśmy jeszcze 5 minut i już wszystkie paczki z popcornem były gotowe. Zanieśliśmy do mojego mini kina <klik>  i wróciliśmy do ogrodu. Oczywiście wszyscy siedzieli już spokojnie rozmawiając i pijąc colę.
-No a was co tak wcięło – zapytał Liam
-Byliśmy zrobić popcorn. – powiedziałam i siadłam na swoim miejscu obok Ari.
-Może potańczymy – zaproponował Zayn, a wszyscy się zgodzili.
-Taa, tylko, że chłopaków jest pięcioro, a dziewczyny są dwie – zaprotestował Niall
-To co! Tak też się da tańczyć – krzyknął Lou i wskoczył na parkiet.
Tańczyliśmy tak do szybkich piosenek, aż wreszcie włączyła się jakaś wolna. Lou podbiegł do mnie.
-Zatańczysz?
-Z miłą chęcią – no i tak tańczyliśmy wtuleni w siebie, a Zayn tańczył z Ariel. Wymieniliśmy tylko spojrzenia z Liam’em. Niall wziął do tańca Liam’a, a Harry poleciał szybko do tego drzewka co stoi na środku parkietu ;D Wyglądało to komicznie, więc wyciągnęłam swojego iPhone’a i go nagrałam. Lou zresztą zrobił to samo co ja i reszta wzięła z nas przykład. Ale zdążyłam nagrać wszystkie pary jak razem tańczą. Potem włączyła się kolejna wolna piosenka więc do Harry’ego dołączył Lou i Zayn i we trójkę tańczyli z tym drzewkiem. Nagrałam ich, więc będą wspaniałe wspomnienia.
Około 21:00 poszliśmy z wszystkim do domu. Do kina zabraliśmy chipsy, nachosy i napoje, bo popcorn już tam był. Gdy chłopcy wybierali film, to ja z Ariel poszłyśmy ogarnąć naczynia i powkładałyśmy je do zmywarki. A śmieci wrzuciłyśmy do kosza. Wróciłyśmy do nich.
-No to jaki film wybraliście? – zapytałam siadając z miską popcornu
-Sierociniec – powiedział Zayn, odwracając się w moją stronę
-Czemu chłopaki zawsze wybierają horrory – zapytałam patrząc się na nich
-Bo horrory są fajne – usłyszałam głos Niall’a za sobą.
-No zobaczymy jak będziesz trząść portkami. – powiedziałam przegryzając popcorn a wszyscy się zaśmiali.
-Oj no dobra. Włączajcie – oznajmił zawstydzony Horan i usiadł obok mnie. Myślę, że dlatego tak usiadł, bo miałam największą misę popcornu.
Zayn włożył płytę do odtwarzacza DVD i siadł na ziemi opierając się o kanapę. Po mojej lewej siedział Niall, a po prawej stronie Liam. Ariel przytachała z jednego końca pokoju trzy wielkie worki do siedzenia <klik> więc Zayn wstał z podłogi i siadł z nią, obejmując ją, a Louis i Harry położyli się na dwóch pozostałych i tak oglądaliśmy film. Film na mnie wrażenia nie zrobił. Może dlatego, że go już widziałam. Wszyscy jakoś byli znudzeni tym filmem, więc gdy się skończył wstałam zrezygnowana i włączyłam jeszcze „REC”.
-No co ty! – zaprotestowała Ariel
-Coo, masz zamiar się bać? – spojrzał na nią ten nasz chojrak (czyt. Niall xD)
-Oj ty już nic nie mów. Widziałem jak obgryzasz paznokcie ze strachu – powiedział Liam, a po chwili wszyscy zaczęli się śmiać.
-Okay, cicho, bo film już się zaczął – uspokoił wszystkich Harry i zaczęliśmy oglądać.
W trakcie filmu miałam ochotę pare razy wyjść, ale nie dlatego, że się bałam. Nie. Ale dlatego, że mi było niedobrze. A fe ! W połowie filmu wszyscy zasnęli oprócz mnie i Niall’era. Liam usnął na moich kolanach, Harry wylądował pod czarnym workiem (jak to brzmi), a Lou na nim leżał. Zayn leżał na stoliku, a Ariel gdzieś za kanapą.
-Ej, a jak tam coś będzie? – zapytałam Horan’a wkładając do ust nachos’a
-Nie może być… Nie, nie idźcie tam – mówił już nieźle wystraszony
-Wejdą, zobaczysz – powiedziałam trzymając się mocno Niall’a
-Jak wejdą to ich zabiję – po sekundzie się zorientowaliśmy jak to zabrzmiało i zaczęliśmy się śmiać. Ale tak, w jeden dzień zdążyłam zauważyć jakimi to tekstami on wali.
Obejrzeliśmy do końca no i nie było nawet tak źle. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu by sprawdzić godzinę.
-Która jest? – zapytał mnie blondyn, nie wiedząc gdzie odłożyć pustą miskę.
-Po pierwszej. Daj mi ją. – zabrałam od niego i wyszliśmy po cichu wyłączając kino domowe i zostawiając ich tam. Niech śpią.
-To co teraz robimy, bo mi się nie chce spać.
-No mi też nie. – odpowiedziałam kombinując czym by się teraz zająć.
Muszę przyznać, że z Niall’erem chyba się zaprzyjaźniliśmy. Wiem, że znamy się jeden dzień, ale to się czuje. Fajnie się z nim rozmawia i jest wesoło. Oczywiście nie mówię nic złego na resztę, ale Niall stał się mi bliższy niż reszta. No już nie wspominając o Harrym. Oni dwaj… To im mogę też zaufać. Reszta też jest fajna, ale póki co, to dopiero znajomość.
-Masz gitarę ? – zapytał wyrywając mnie z moich rozmyśleń.
-Tak, chodź. – poszliśmy do mojego pokoju i podałam mu gitarę. Usiadł na moim łóżku i zaczął coś brzdąkać. Podśpiewywał sobie coś w stylu „I keep playing inside my head, all that you said to me…”  
-Mmm, ładne. Co to za piosenka? – zapytałam siadając obok
-Właśnie jeszcze nie wiem. Tak mnie coś naszła wena i dlatego poprosiłem o gitarę.
-Ty wiesz… To może być wasz kolejny singiel.
-Mówisz? – zapytał jakby nie był tego pewien. Przecież ta piosenka będzie hitem. Niby nie wiem jaka jest w całości i on jeszcze też nie wie, ale zapowiada się niesamowicie.
-No tak! – poklepałam go po ramieniu – tylko potrzebny jest tytuł
-I should have kiss you
-No wiesz, schlebia mi to, ale jeszcze za wczas  – z żartem uderzyłam go w ramie, na co on się zaśmiał. Oczywiście ja wiedziałam, że to tytuł, a on wiedział, że ja żartuję.
-To co, może być?
-Jest niesamowity – uśmiechnęłam się i wsłuchiwałam się w to, co on próbuje dalej zagrać i zaśpiewać. Siedzieliśmy tak do 2:30, aż nie wiem kiedy usnęliśmy. Obudził mnie cichy śmiech mojej przyjaciółki. Spojrzałam w stronę schodów i zobaczyłam ją i całą resztę.
-No z czego się śmiejecie – zapytałam przecierając zaspane oczy. Ale wycofałam moje pytanie, gdy się rozejrzałam. Ja spałam w poprzek łóżka, a Niall obok przytulony do mnie, a między nami gitara. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak to słodko wygląda i sprawdziłam godzinę. – Już jest po dziesiątej ? – zapytałam z niedowierzaniem.
-Noo, my nie śpimy już od dwóch godzin. – Powiedział Zayn skacząc mi na łóżko, przy czym mnie staranował – przepraszam – powiedział i położył się obok.
-Spoko. – powiedziałam do niego – ale kiedy wy usnęliście, a kiedy my. – powiedziałam wytykając język, a wtedy  i Niall się obudził.
-No nasze słońce wstało – zaśmiał się Malik opierając się na łokciu
-Co się dzieje? – zapytał nieświadomy niczego
-Wojna! – krzyknął Harry z Louisem i zaczęli biec w naszą stronę. Ja zdążyłam tylko krzyknąć, a potem poczułam na sobie ze sto kilo.
-Złazić ! Żebra mi gnieciecie ! – krzyknęłam na chłopaków, na co oni się zaśmiali, a Liam z Ariel pokręcili tylko głowami z minami pt: „Jakie debile”.
-Ale ona ma racje. Ważycie tonę – ledwo wykrztusił z siebie Niall i oni zeszli.
-Uff – powiedzieliśmy razem i wstaliśmy. Wyprosiłam wszystkich z pokoju, bo chciałam się wykąpać i przebrać.
Wzięłam szybki prysznic i założyłam <klik> , a włosy spięłam w taki sposób <klik> Zeszłam na dół i nikogo nie słyszałam. Poszłam zobaczyć do salonu. Cisza. Poszłam do kina domowego. Cisza. Dopiero usłyszałam, że ktoś jest w ogrodzie. Otwarłam drzwi i zalała mnie fala przyjemnego ciepła. Dało się wyczuć, że przed chwilą padało. Nawet trawa była przyjemnie mokra.
Uwielbiam taką pogodę, bo naprawdę miło jest gdy rano popada trochę, a przez resztę dnia jest cieplutko. Powietrze wtedy jest takie świeże i przyjemnie się oddycha.
Weszłam do altanki i zobaczyłam śniadanie na stole.
-Mm, jak ładnie pachnie. Kto to przyrządził ? – zapytałam siadając na krześle
-Wszyscy – uśmiechnął się Liam i zaczęliśmy jeść.
Posiedzieliśmy jeszcze jakiś czas na dworze, ale zebrała się wichura.
-Chyba nadciąga burza – oznajmiła Kaji.
-Chyba tak, lepiej się zwijajmy szybciej do domu. – tak jak powiedział Harry, tak też zrobiliśmy. Szybko zebraliśmy naczynia i poszliśmy do domu. Pozamykałam wszystkie okna i drzwi, gdyż strasznie nimi trzaskało.
-To chyba nigdzie dziś nie wyjdziemy – powiedziałam siadając na kanapie w salonie.
-No my już się będziemy raczej zbierać, bo za długo tutaj się zasiedzieliśmy – powiedział Hazza zakładając swoją bluzę z kapturem.
-No ale chyba nie zamierzacie jechać w takie oberwanie chmury? – pokazałam ręką na okno i wszyscy się spojrzeli. Deszcz nieźle ścinał i zaczął lecieć także grad.
-To i tak tylko kawałek do naszego domu. Nic nam nie będzie – powiedział Louis próbując nas uspokoić. W sensie, że mnie i Ariel. Ale ja i tak się obawiałam.
-To my już będziemy lecieć póki jeszcze nie jest źle – uśmiechnął się Niall. Pożegnaliśmy się i pojechali.
-Oby dojechali w całości… – powiedziałam wyglądając przez okno.

****************************

No i jak się podoba? Liczę na miłe komentarze <33
A tak na marginesie.  Kawałek tekstu piosenki wyłapany ze słuchu. Więc jeśli są błędy to szczerze przepraszam, ale rozdział pisany był jeszcze przed premierą pełnej wersji ;D

sobota, 11 lutego 2012

Fourth

„Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los.”         

                                                                                                               – Paulo Coelho
 

-To, o której macie samolot? – zapytała Kaji
-O 20:00, więc na lotnisko pojedziemy już o 18:00, bo zanim tam dojedziemy to trochę minie, a jeszcze trzeba przejść przez odprawę, to sporo czasu zajmie. – wsłuchałam się tak w ich rozmowę i zastanawiałam się czy ja kiedyś będę mieć takie szczęście. Czy poznam chłopaka, który mnie pokocha pomimo moich wszystkich wad. Czy mnie będzie kochał do końca. Nie chcę znów cierpieć…
-Lisa! Znów się zamyśliłaś ? – zapytała Ariel
-Tak, przepraszam.
-Ostatnio jesteś jakaś nieobecna
-Daj jej spokój córciu. Może ma jakieś problemy – powiedziała ciocia, a ja na nią się spojrzałam i dopiero dotarło do mnie to co ona powiedziała.
-Nie nie… Myślę, że to z przemęczenia – szybko odpowiedziałam i wstałam z sofy. Jej rodzice już wychodzili, bo jeszcze chcieli na spokoju posprawdzać czy mają wszystko i czy gaz wyłączony no i alarm chcą ustawić, więc Ariel nie będzie miała wstępu do domu przez miesiąc. Ale halo halo. Ona ma ubrania tylko na dwa tygodnie. – A co z Twoimi ciuchami? – zapytałam wciąż w transie.
-No właśnie teraz pojadę z rodzicami. Czy ty w ogóle nas słuchałaś? – zapytała z pretensjami
-Przepraszam! – krzyknęłam i uciekłam z płaczem do swojego pokoju.
Za dużo się ostatnio dzieje w moim życiu. Każdy czegoś ode mnie oczekuje. Koniec roku szkolnego był dla mnie koszmarem. Niby minęły od tego dwa tygodnie, ale dla mnie to jest jakby wszystko zdarzyło się wczoraj.
*Rozdanie świadectw. Pożegnanie z rówieśnikami. I ten nieszczęsny powrót do domu. Wracałam akurat sama. Ariel musiała wyjść wcześniej, bo źle się poczuła. Wracałam na nogach, bo była piękna pogoda. Słońce prażyło niemiłosiernie, ale mi nie przeszkadzało. Pozwoliłam słońcu zatrzymywać swoje promyki na moim ciele. Szłam dumnie przed siebie spoglądając na moje świadectwo. Z każdego przedmiotu miałam B (od aut. Odpowiednik polskiej piątki) ale tylko z jednego przedmiotu, jako jedyna z klasy, dostałam A (od aut. Odp. PL szóstki). Wtedy się zaczęło. Gdy tylko klasowa elita się o tym dowiedziała, to już wiedziałam, że jest po mnie. Ale olałam to i wracałam spokojnie do domu. Ale wtedy – Mark, klasowy głąb i baseball’ista dorwał mnie w połowie drogi. Zaciągnął mnie do parku i tam już czekała Mandy – cheerleader’ka, ze swoją świtą. Dostałam od niej w twarz. Próbowałam się bronić, ale co ja słaba Elisabeth mogę zrobić. Postawić się? Na pewno. Wtedy bym oberwała jeszcze gorzej, w końcu było tam sześć osób. Dostało mi się za to, że mam najlepsze oceny z klasy, ale dla mnie zawsze najważniejsza była nauka, bo chcę – w przeciwieństwie do tych frajerów – coś osiągnąć w życiu i stać się kimś. Oni może i teraz są popularni i mają wiele, ale młodość z czasem przeminie i wylądują na ulicy bez żadnego wykształcenia.
Korzystając z okazji, gdy oni się ode mnie odwrócili ja zdjęłam sznury z rąk i uciekłam do domu. Wróciłam z płaczem. Mama tylko chciała wiedzieć co się stało, ale nie powiedziałam jej. Nawet Ariel tego nie wie*
Nigdy nie miałam łatwo, ale ja się nie poddaję. Próbuję tylko to przetrwać i z dnia na dzień staję się silniejszą osobą, ale w środku wciąż jest mała dziewczynka, która boi się samotności.
Usłyszałam pukanie. Tak, siedzę oparta o drzwi łazienki  i płaczę.
-Elisabeth, przepraszam Cię. Naprawdę. Nie chciałam Cię skrzywdzić. Błagam, otwórz mi drzwi. Elisabeth. Ej, mała. Porozmawiajmy. – nie przestawała pukać. – Kiciu, otwórz – To co teraz powiedziała, mnie ukłuło. Już dawno nikt tak do mnie nie powiedział. Ostatnim razem kiedy to słyszałam, to mówił do mnie tak tata. No i wspomnienia znów powróciły. Ale już nie miałam siły więcej płakać. Odsunęłam się od drzwi i je otwarłam.
-Elisabeth – powiedziała moja przyjaciółka i siadła obok mnie mocno mnie przytulając. Nie mówiłyśmy nic.
-Już okay. – wytarłam mokre policzki – jedź do siebie po rzeczy.
-Na pewno ? – zapytała odgarniając kosmyki włosów z mojej twarzy.
-Tak – wymusiłam uśmiech, a ona posłała mi buziaka i krzyknęła coś w stylu, że zaraz będzie.
Wzięłam długą kąpiel i akurat jak wyszłam spod prysznica to przyjechała Ariel ze swoimi gratami. Była już 16:00 więc i ona wzięła prysznic i skierowałyśmy się do mojej garderoby <klik>   Wzięłyśmy ubrania, które wcześniej wybrałyśmy i gdy już byłyśmy w nie ubrane zorientowałyśmy się, że obie jesteśmy ubrane na niebiesko. Ja wybrałam taki zestaw <klik>  Taki zwyczajny, wiem. A Ariel postawiła na więcej dodatków <klik>   . Lekko się pomalowałyśmy, a włosy pozostawiłyśmy rozpuszczone. Wyszłyśmy do części ogrodu gdzie będziemy robić grilla <klik>   i w altance rozłożyłyśmy napoje, jedzenie, rozwiesiłyśmy lampki na dachu i położyłyśmy na krajach parkietu. Głośniki ogrodowe podpięłyśmy do mojego iPad’a, a potem się włączy muzykę. Do przyjścia chłopaków było jeszcze 10 minut, więc siadłyśmy sobie na mostku i czekałyśmy na nich. Wreszcie zobaczyłam jak chcą wjechać autem na plac, więc zeszłyśmy na ulicę, by mogli wjechać nie potrącając nas przy tym. Wysiedli z jakimiś pakunkami.
-Ej, co to jest ? – zapytałam, gdy już wszyscy wysiedli
-No nie wypadało tak przyjść z pustymi rękoma. Jestem Liam – przedstawił mi się wysoki brunet i uśmiechną się do mnie.
-Cześć, jestem Elisabeth, ale mów mi Lisa – odwdzięczyłam mu się uśmiechem i chciałam wziąć kilka toreb.
-Pozwól, że ja to wezmę – odebrał ode mnie zakupy brązowooki chłopak.
-Ty pewnie jesteś Zayn. Przepraszam, że taka nieobeznana jestem, ale ja nie żyję światem sław – uśmiechnęłam się do niego, na co on się zaśmiał.
-Tak, to ja. No i nic się nie stało. Nawet to fajnie tak usłyszeć od kogoś, że nas tak dobrze nie zna.
Ariel chyba się z wszystkimi zapoznała i kierowała ich w stronę ogrodu.
-Poczekajcie! Wypadła wam… - nie zdążyłam dokończyć bo blondyn zjawił się koło mnie w tempie ekspresowym.
-MOJA – dał nacisk na to słowo – paczka żelków. – na początku się go przeraziłam, ale jego twarz zaraz się rozpogodziła i podał mi rękę. – Jestem Niall i miło mi Cię poznać.
-Hej, jestem Lisa – uśmiechnęłam się do niego i dołączyliśmy do reszty.
Zakupy odłożyliśmy na stół i wszystko porozkładaliśmy. Harry z Lou dali mi radę, żeby lepiej nie tykać się jedzenia Niall’a bo może zaatakować. Zignorowałam to ostrzeżenie, chociaż mówili bardzo poważnie.
-To co, rozpalamy tego grilla? – zapytał Zayn, a wszyscy uradowani przytaknęli mu.
Chłopcy zajęli się pieczeniem kiełbasek, a ja z Ariel poszłyśmy do kuchni po przyprawy, szklanki i takie dodatki do kiełbas.
-Masz bardzo ładny ogród – powiedział Niall oglądając się w około.
-Dziękuję, moja mama go zaprojektowała.
-Projektuje ogrody?
-Tak, no i właśnie dlatego też wyjechała na dwa tygodnie.
-No tak. Praca nie zna granic.
-Właśnie… - powiedziałam zamyślając się.
-Umm… pokażesz mi gdzie tu jest łazienka? – zapytał lekko zawstydzony
-Pewnie, chodź. – poszliśmy do mojego domu i pokazałam gdzie ma się kierować, a ja wróciłam do towarzystwa.
Ariel już była w swoim świecie i – jak to ona – flirtowała z Zayn’em. Stałam tak przez jakąś chwilę i się im przyglądałam uśmiechając się.
-Pasują do siebie, prawda? – zapytał Liam podchodząc do mnie z dwoma szklankami coli z lodem.
-Tak, ładnie im razem.
-Przejdziemy się ? – zapytał, a ja się zgodziłam i spacerowaliśmy po moim ogrodzie. – Wiesz… Mam takie pytanie.
-Jakie?
-Czy twoja przyjaciółka ma chłopaka?
-Ariel? Nie. A czemu pytasz? – zapytałam biorąc łyk coli
-No bo martwię się o Zayn’a. – wsłuchałam się w to co chciał mi powiedzieć Liam. – On szuka wciąż tej jedynej i przez to za szybko się angażuje. Najgorzej bywa gdy zakocha się w zajętej dziewczynie. I nie chcę by znów cierpiał.
-Aha, czyli chcesz bym porozmawiała z Ariel?
-Tak. Znaczy chodzi mi o to, czy ona go chociaż lubi itp., bo jeśli jednak nic nie poczuje do niego, to żeby on nie robił sobie zbytnich nadziei. Ale nie mówię, żebyś już teraz wypytywała. Nie. Ale tak gdzieś za miesiąc. Jak się lepiej wszyscy poznają.
-Rozumiem – uśmiechnęłam się do niego i wróciliśmy do towarzystwa.
-Noo, jedzonko już gotowe – oznajmił Harry, a Niall już siedział przy stole. Tyrpnęłam lekko Harry’ego, na co on się do mnie odwrócił i uśmiechnął.
-Czy Niall zawsze miał taki apetyt? – zapytałam go przekładając kiełbasy z grilla na talerz.
-Tak, odkąd tylko go znam, to zawsze był takim głodomorem. Nie wiem jak w dzieciństwie, ale teraz to jak widać – chłopak się zaśmiał i podeszliśmy z jedzeniem do stołu.
Wszyscy zjedli z apetytem i nic nie zostało. Poszłam do domu, by podpiąć iPad’a i za mną zjawił się Louis.
-O hej – popatrzałam się na niego uśmiechając się
-Co robisz? – zapytał chwiejąc się na nogach raz do przodu, a raz do tyłu. Co w niego wstąpiło ^^.
-Próbuję włączyć muzykę, ale nie słyszę by leciała z głośników.
-A pogłośniłaś? – zapytał siadając na schodku wyżej. W przejściu między salonem, a dobudówką mamy schody <klik>  .
Po prawej są drzwi do sypialni mamy a na lewo są szklane drzwi do wyjścia na ogród.
-No tak. W iPad’zie jest na full’a, a  głośniki są w połowie głośności. Zresztą zobacz.
-Podszedł do ściany, na której znajdował się monitor z ustawieniami głośników, głośności i z wyborem muzyki. W każdym pokoju znajduje się takie coś. Mądra rzecz, co nie?
-Aa… już wiem o co chodzi.
-No o co ?
-Gdzie masz kabel zasilający wszystkie głośniki w domu?
-Umm… W piwnicy, a co?
-Wskazuje na to, że jest odłączony.
-Ahaa, to poczekaj. Zaraz wracam.
Poszłam do piwnicy i tak jak mówił Lou. Kabel nie był podpięty do gniazdka. Szybko go załączyłam i pobiegłam na górę.
-No i działa – powiedział uśmiechając się
-Dziękuję! Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła – zaśmiałam się i poszliśmy do reszty.
-Co wy tak długo tam robiliście ? – zaczął się dopytywać Zayn.
-A co Cię to interesuje, pewnie się całowali – powiedział Niall i wybuchną śmiechem, a Lou się na niego rzucił. Niall go ugryzł a Louis Niall’a. Co za dzieciaki.
-Czy ma ktoś popcorn? – zapytał Harry
-Mam! Idziemy go zrobić? – zapytałam ze śmiechem
-No pewnie!
Poszliśmy do kuchni i wstawiliśmy popcorn do mikrofalówki. Ale, że jeden nie starczy na siedem osób, to musieliśmy zrobić pięć paczek.
-No to co u Ciebie słychać Elisabeth – zapytał opierając się o blat.
-A jakoś leci. Powoli, ale leci – uśmiechnęłam się wyjmując rozgrzane opakowanie z popcornem – Auu – syknęłam z bólu.
-Poczekaj, ja to zrobię – przesunęłam się mu i on go wyjął i wsypał do miski i włożył kolejną paczkę. Gdy tak się na niego spojrzałam, to zobaczyłam w nim coś co mnie oczarowało. Nie wiem co, ale to było coś wspaniałego. – Czemu mi się tak przyglądasz? – zapytał odwracając  się do mnie.
-Sama nie wiem, tak bez powodu. – uciekłam ze wzrokiem i zaczęłam podjadać popcorn.  W tym momencie widziałam  kątem oka jak Harry się do mnie przybliża. Przecież on nie zamierza mnie chyba pocałować. Dźwignęłam wzrok na niego, a on był coraz bliżej. Mnie zamurowało i nie wiedziałam co zrobić. On już był tylko kilka centymetrów ode mnie. No i wtedy zrobił coś, czego nie podejrzewałam, że zrobi.

*******************

No i jest ;D Pomyślałam, że rozdziały będę dodawać tak co 3-5 dni. Oczywiście piszę je już do przodu, więc rozdział 5,6 i 7 już jest od dawna ;]
Co sądzicie o tym rozdziale ?
Wreszcie jest już 1D, więc będzie się działo teraz więcej :)
Humilie: No i wreszcie masz ten swój grill ;D

środa, 8 lutego 2012

Third

„Skoro nie można się cofnąć, trzeba znaleźć najlepszy sposób, by pójść naprzód.”   
  
                                                                                            - Paulo Coelho


-Lisa, co się tak wiercisz – zapytała już nieźle wkurzona Ariel
-Przepraszam, ale nie mogę usnąć
-Czemu ? – odwróciła się w moją stronę.
-Bo nie mogę o tym wszystkim przestać myśleć
-A o czym dokładnie?
-O wyjeździe mamy, o Harrym… - gdy wymówiłam jego imię głos mi się zawiesił
-Właśnie… – zamyśliła się Ariel
-No nic. Jak chcesz to śpij dalej, a ja się ubiorę i pójdę do sklepu po coś na śniadanie.
-Okay – odpowiedziała i wtuliła się w kołdrę
Wstałam, wzięłam długą kąpiel i ubrałam się w <klik>  . Zanim się skapnęłam, że jest dopiero w pół do siódmej, to byłam już pod sklepem. Za bardzo się chyba pośpieszyłam, bo otwierają go o 7:00. Siadłam sobie na jakiejś ławce nieopodal marketu i czekałam na otwarcie, gdy usłyszałam za sobą jakieś śmiechy. Nie odwracałam się, ale ze słuchu było poznać, że jest do dwóch chłopaków. Nagle któryś z nich mnie złapał od tyłu i zakrył mi oczy. Przestraszyłam się, więc zaczęłam krzyczeć.
-Ej ej. Spokojnie. To ja – zdjął mi ręce z oczu i przede mną ukazał się Harry i jakiś obcy mi do tej pory chłopak.
-Głupek! – uderzyłam go w ramię – wiesz jak mnie przestraszyłeś? – założyłam ręce na krzyż i udałam obrażoną.
-Oj, przepraszam – usiadł obok i zaczął mnie rozśmieszać.
-Okay, już się nie gniewam. Ale może przedstawisz mi kolegę ? – zapytałam
-Ach, tak. Zapomniałem!
-No o mnie zapominasz?! Z nami koniec! – krzyknął brunet w białej koszulce w niebieskie poziome paski. A ja się zaśmiałam
-Oj mój kochany Louis’ie. Nigdy o tobie nie zapomnę, przecież wiesz, że Cię kocham! – oznajmił mu to na kolanach, po czym wstał i go pocałował w policzek.
-Eee… to ja może was zostawię samych – oznajmiłam i wstałam z ławki kierując się w stronę marketu.
-No i widzisz co narobiłeś zazdrośniku? – powiedział Harry do… Umm… Louis’a jak mniemam.
-Przepraszam, ale to nie moja wina, że ma miłość do Ciebie kwitnie jak kwiat na łące! – szedł za nim i zaczął mu śpiewać jakąś miłosną balladę. Teraz już kojarzę – ten Louis, on jest tym chłopakiem z One Direction. Matko, jak ja dawno o nich nie słyszałam. Znaczy pełno o nich, ale mnie jakoś tam gwiazdy nie interesują zbytnio.  – O sole mio!
-Przestań mi to śpiewać – zaczął się śmiać Harry, a ja z nim.
-Ej, wytłumaczcie mi jak to jest z wami.
-Ale co ma być ? – zapytali razem
-Zachowujecie się jak takie dwa pedałki – powiedziałam powstrzymując śmiech.
-No wiesz. My mamy taki Bromans
-Mhmm – zamyśliłam się – A ja nie wiem jak wy, ale ja muszę zrobić zakupy.
-No my też, my też – znów powiedzieli razem
-Czy wy wszystko mówicie wspólnie? – zapytałam śmiejąc się
-Tak – odpowiedział Lou – Nie – zaprzeczył Harry.  No i kogo się tu słuchać ;D
-Co kupujecie? – zapytałam gdy weszliśmy do sklepu
-Marchewki ! – krzyknął Louis
-Sra ta ta ta, marchewki masz. Niall chciał żelki a Liam cukier. Po cholerę mu on, to nawet ja nie wiem. – oznajmił Harry biorąc pięć, sześć, osiem (!) paczek żelek. Ja się na niego spojrzałam z miną WTF, a on tylko odpowiedział. – Nie pytaj… - tak więc też zrobiłam i spakowałam bułki  i wędliny.
Mam zadziwiającą ochotę na grilla, więc kupiłam też kiełbasę. W momencie, gdy byłam już przy kasie rozdzwonił się mój telefon. Była to Ariel.
L: No co chciałaś
A: Kup mi gazetę
L: Jaką?
A: Umm…
L: Możesz szybciej, bo już przy kasie jestem
A: A tak, już. No to kup mi TeenVogue.
L: Spoko. Coś jeszcze?
A: Umm, nie. Raczej nie. Dzięki.
L: No, pa.
Rozłączyłam się i powiedziałam chłopakom by mi pilnowali wózka, a ja szybko skoczyłam po gazetę. Z zakupów wracaliśmy razem. Wstąpiliśmy jeszcze do lodziarni i kupiliśmy sobie po mrożonym jogurcie. Wzięłam też jeden dla Ariel.
-Wiecie co… - zaczęłam gdy dochodziliśmy już pod mój dom. – robimy dzisiaj grilla. W sensie, że ja z przyjaciółką. Wpadniecie z resztą chłopaków?
-Czemu nie – odpowiedział Lou.
-To świetnie. Bądźcie o 17:00 u mnie.
-Okay – odpowiedział Harry i pożegnaliśmy się.
Weszłam do domu i rozłożyłam zakupy. Zaczęłam robić śniadanie i przyszła do mnie Ariel. Siadła na krześle na wprost mnie <klik>  i wzięła swoją gazetę.
-To co dziś robimy ? – zapytała czytając jakiś artykuł i wcinając swój jogurt.
-Pod wieczór przyjdą chłopaki i zrobimy grilla, co ty na to ?
-Świetny pomysł – uśmiechnęła się, ale to nie był uśmiech zadowolenia, tylko uśmiech coś knujący.
-Co Ci łazi po twojej łepetynce?
-Podoba Ci się ten cały Harry – powiedziała odkładając gazetę na bok
-Niee, znaczy… Ładny jest, ale nic do niego nie czuję.
-Tak to się właśnie zaczyna – wzięła łyk wody i dokończyła – najpierw nic nic, ale potem jednak coś
-Ale Ariel, to jest inna bajka. Ja nic nie czuję, on chyba nic, on gwiazda, ja zwykła nie warta nic dziewczyna. To się wszystko krzyżuje.
-Myśl pozytywnie.
-Ale ja właśnie tak myślę. Nie oczekuję nic i koniec tego tematu Ariel.
-No dobra. – coś pomarudziła jeszcze pod nosem i zapytała – może Ci pomóc?
-Niee, nie trzeba. Już kończę – uśmiechnęłam się do niej i wzięłam talerz z kanapkami.
Poszłyśmy do salonu <klik>   i skonsumowałyśmy nasze śniadanie. Była godzina 10:21 i nie wiedziałyśmy co ze sobą zrobić.
-A właśnie. Rozmawiałaś dziś ze swoimi rodzicami? – zapytałam
-Tak, dzwoniłam do mamy i powiedziała, że wpadną około 13:00 z jakąś informacją.
-Aha, no to niech zostaną na obiad.
-Nie wiem czy będą chcieli.
-Nie muszą chcieć – zaśmiałyśmy się i powędrowałyśmy do mojego pokoju <klik>  .
Tak dla przypomnienia: Mój dom składa się z dwóch pięter. Na parterze jest salon, kuchnia, jadalnia, łazienka dla gości, coś jak małe kino i dalej na zdjęciu <klik>  jest parterowa dobudówka, gdzie znajduje się sypialnia, łazienka i garderoba mojej mamy. Na pierwszym piętrze znajdują się trzy pokoje gościnne z osobnymi łazienkami, a całe drugie piętro należy do mnie. Dlatego mam taki duży pokój, bo za moim łóżkiem jak jest ściana i tam jest moja garderoba, a po prawej stronie łóżka są drzwi do mojej łazienki, a obok są okrągłe schody do mojego pokoju.
Wyszukałyśmy w co się możemy ubrać na wieczór. Nie wiedziałyśmy co tu będzie takie odpowiednie, bo: Trzeba zrobić dobre wrażenie, jest lato, a więc jest gorąco, ale wieczorem może się ochłodzić. Czyli na cebulkę, luźno, ale też i ładnie.
Wybrałyśmy ubrania, ale teraz czas zrobić jakiś obiad. Postawiłyśmy na zupę krem z groszku, a na deser zrobiłyśmy pudding z kaszy manny z musem malinowym. Mm, pycha.
Za godzinę przyjdą rodzice Ariel, więc w tym czasie ja weszłam na twittera i czekała mnie wiadomość od Harry’ego. W jej zawartości czekał na mnie jego numer telefonu. I dopisał, że w razie czego mam dzwonić. Nawet dziś jeśli nam czegoś braknie, to przed przyjściem do nas, wstąpią do sklepu.
-Ariel, gdzie jesteś?! – krzyknęłam z nadzieją, że się odezwie. Ale nic. Cisza. – Ariel !
-No co ?! – usłyszałam jej głos, ale chyba nie dochodzący z domu. Wyszłam na dwór i zobaczyłam Ariel, która łazi po moim ogrodzie i coś obserwuje
-Co ty wyprawiasz? – zapytałam opierając się o futrynę.
-Myślę co by zrobić z ogrodem, by ładnie wieczorem wyglądał.
-Ale wiesz, że efekty będzie widać dopiero o 21:00 ?
-Eee… To ja już nic nie robię – i weszła ze spuszczoną głową do domu. Ja się tylko zaśmiałam i siadłyśmy na trawie przy mostku przed domem spuszczając swobodnie nasze nogi mocząc je i wygłupiając się. Czas nam bardzo szybko zleciał i przyszli rodzice mojej przyjaciółki. Najpierw poczęstowałyśmy ich obiadem, a potem deserem i poszliśmy do salonu.
-Może napijecie się kawy albo herbaty? – zapytałam ciocię Monic i wujka Andrew – już wspominałam o tym czemu tak ich nazywam.
-Nie, dziękujemy. Ale napilibyśmy się wody – powiedział tata Ari, a ja poszłam po szklanki. Gdy przyszłam to wszyscy już siedzieli weseli i ogólnie.
-To co to za wiadomość ? – zapytała Ariel
-Dziś wieczorem jedziemy na miesiąc na Karaiby – oznajmiła jej mama, a nasze miny były bardzo zaskoczone. No bo, to w końcu są Karaiby! Ale po co aż na miesiąc?
-Co? – zapytała zaskoczona Kaji. Czasami tak na nią mówię. Wzięło się to od jej nazwiska – Kajiyama. Zresztą dużo osób tak na nią mówi. Ale chłopcy wolą na nią mówić „Beauty” (piękna).
Ona zawsze miała powodzenie u chłopaków. Ja niby też, ale zawsze trafiałam na jakichś frajerów. Miałam tylko jednego chłopaka, który jak już mówiłam – okazał się świnią. Chciałabym chociaż raz zakochać się tak, by być szczęśliwą. Ale coś mam złe przeczucia. Może dlatego, że znów się obawiam tego rozczarowania i nie chcę być skrzywdzona.
-Pamiętasz imprezę, którą zorganizowaliśmy z tatą miesiąc temu z okazji naszej dwudziestej rocznicy ślubu, prawda?
-No tak. Się działo – rozmarzyła się przyjaciółka
-Wróć na ziemię – potrząsnęłam nią, a ona dalej zaczęła słuchać.
-No i uznaliśmy, że to za mało, więc postanowiliśmy wyjechać na taką podróż. – powiedział jej tata.
-No to super! – ucieszyła się jak małe dziecko. Ale się tak zastanawiam. No bo niby mamy te 17 lat. Co prawda to Ariel ukończy je 27 października, ale i tak rocznikowo ma tą siedemnastkę. No ale… moja mama musiała mnie zostawić, bo praca jest ważna, ale że Kaji może zostać, to mnie trochę zdziwiło. W dodatku nie będzie ani mojej mamy, ani nikogo dorosłego.
-Na początku nie wiedzieliśmy czy to dobry pomysł, bo nikogo przez dwa tygodnie z dorosłych nie będzie – tu spojrzał się na mnie
-Ale to tylko dwa tygodnie, więc nic złego się nie powinno stać – dokończyła jej mama, a my się uśmiechnęłyśmy.


*********************************

Mam nadzieję, że się podoba :)
Dałam te wszystkie linki, byście mogli sobie jakoś to wyobrazić, jak wygląda otoczenie, w którym cała akcja się rozgrywa. Będę też dlatego dawać więcej linków... Tak dla urozmaicenia :)
A w następnych rozdziałach na pewno to jakoś pomoże do wyobrażenia :)
Piszcie w komentarzach co sądzicie o rozdziale <33

niedziela, 5 lutego 2012

Second

"Wierzysz w potęgę miłości, napełnia cię ona do tego stopnia, że nie zostawia miejsca na pytania. I dobrze tak jest. Bo skoro dopuścisz do jednego pytania, jednej wątpliwości, pustka zacznie wkradać się do twojego serca."                                  - Jarosław Iwaszkiewicz



-Matko! Co się dzieje ?! – przyleciała moja mama
-Nie, nic… - odpowiedziałam dźwigając się z podłogi, a mama oświeciła światło w łazience
-C-co tu się stało ? – zapytała z lekkim szokiem
-Nie mam pojęcia, był wczoraj hydraulik i niby naprawił ten kran.
-No, ale skąd tyle wody
-Nie wiem mamo. Zaraz znów do niego zadzwonię.
*Wchodząc do łazienki poślizgnęłam się na wielkiej kałuży wody. Wszystko wyleciało z kranu. Noo, z tej rury całej. Byłam cała mokra, ale na szczęście jeszcze w pidżamie. Nie budząc Ariel pościerałam wszystko i wzięłam długą kąpiel z bąbelkami. Ubrałam się, pomalowałam, a włosy lekko natapirowałam przy grzywce i czubku głowy i z boku spięłam żółtą kokardką. *
Zeszłam do kuchni, zadzwoniłam po hydraulika – powiedział, że będzie po południu, bo się nie wyrobi wcześniej -  i zrobiłam jajecznicę z bekonem. Mama dziś miała do pracy na 9:00 więc o ósmej zjawiła się w kuchni i ze smakiem zjadła śniadanie przyrządzone przez mua. Chwilę później przyszła Ariel. Mama musiała już wyjść więc zostałyśmy same.
-Umm… no to jak z dziś ? – zapytała Ariel gryząc kawałek chleba
-No muszę wyjść przed dwunastą. Ale chyba się nie obrazisz, że Cię zostawiam na kilka godzin?
-Niee, no co ty! Idź i się baw dobrze. Tego właśnie Ci potrzeba – uśmiechnęła się do mnie a ja ją przytuliłam.
-To jakie ty masz plany na dziś ? – zapytałam odkładając talerze do zmywarki.
-No to korzystając z okazji, że Ciebie nie będzie to zapraszam ludzi i robimy imprezę. Nie no, żartuję. Pewnie poczytam jakieś czasopisma, obejrzę jakiś film no i może pójdę na spacer.
-Ale frajda, nie ma co – pokazałam jej język i poleciałam szybko do siebie do pokoju po nasze laptopy. Gdy wróciłam na dół Ari tańczyła i śpiewała do szczotki „Avery – Go Screw Yourself”
Zaczęłam się śmiać i dołączyłam do niej. Wygłupiałyśmy się tak jeszcze jakiś czas. Nim się obejrzałam była już 11:30.
-Ja już będę powoli wychodzić, bo spacerkiem to dojdę tam w 15 minut. – powiedziałam jej wchodząc po schodach do swojego pokoju po torebkę i żakiet.
-Okay. – odpowiedziała mi wreszcie jak już zeszłam
-No to ja idę, papa
-Pa, baw się dobrze – powiedziała i dała mi kopniaka na szczęście. Ale jakie szczęście to nie wiem, bo ja nie idę na randkę – przynajmniej to nie dla mnie randka. Co on sobie pomyśli to już jego sprawa – tylko na zwykłe spotkanie. Miałam jeszcze dwadzieścia minut więc się nie śpieszyłam. Włożyłam słuchawki w uszy i wsłuchałam się w słowa piosenki, która właśnie leciała. Nawet nie wiem kiedy doszłam na miejsce. Tępo też miałam niezłe bo doszłam tam w 10 minut. Weszłam do lodziarni i zamówiłam sobie mrożony jogurt i ciastko karmelowe. W czasie gdy czekałam na kelnerkę z zamówieniem, ktoś poklepał mnie po ramieniu.
-Witaj, mogę się dosiąść ? – automatycznie wstałam. Przede mną stał wysoki na około 178cm brunet.
-Tak – podałam mu rękę na przywitanie – jestem Elisabeth, ale  przyjaciele mówią mi Lisa.
-Harry. Masz bardzo ładne imię – mhm… znam takie gierki
-Dzięki. To co? Zamawiasz coś ?
-Tak, chcesz też coś ? – zapytał uśmiechając się do mnie
-Właśnie czekam na swoje zamówienie – uśmiechnęłam się do niego i usiadłam na wprost. Przyszła kelnerka z moim zakupem i przyjęła zamówienie od Harry’ego. – To dlaczego chciałeś się spotkać ? – zapytałam
-Wiesz, od pewnego czasu obserwowałem Cię na Twitter’ze i postanowiłem Cię poznać. A jeszcze okazja, że mieszkasz w Londynie, dała mi kolejną szansę na spotkanie.
-Mhm… czyli, że spotykasz się z każdą dziewczyną, która Ci się podoba? – zapytałam bawiąc się moim jogurtem. Ten chłopak już mi podpadł. Flirciarz z niego i tyle.
-Nie nie. Ale zainteresowałaś mnie swoim… Umm, już nie charakterem, bo Cię nie znam, ale stylem bycia.
-Aha. To jaki ja mam styl bycia, skoro mnie nie znasz tak dobrze?
-Znam… - i tu zawiesił głos. Spojrzałam się na niego pytająco i czekałam, aż zacznie kontynuować.
-Może się nigdy nie widzieliśmy, nigdy nie zamieniliśmy ze sobą słowa, ale wyczytałem to z Twoich twittów. Wiem, że uznasz to za płytkie, ale to kogo teraz udajesz, to nie jesteś tą osobą. Wiem, że jesteś delikatną i wrażliwą dziewczyną, którą ranią byle jakie słowa. Teraz jesteś jakaś inna – niedostępna, ale wczoraj jak pisaliśmy byłaś sobą. Znaczy mam takie wrażenie, że ta osoba co wczoraj ze mną pisała i się ze mną umówiła na dziś, to byłaś prawdziwa ty. – Te słowa mnie uderzyły w sam środek. Czułam jak pojedyncza łza spływa mi po policzku. Nie mogłam tam dłużej być. Wyleciałam z lodziarni bez żadnego słowa. Zostawiłam tylko pieniądze za zamówienie i wyszłam. Usłyszałam za sobą wołanie.
-Elisabeth! Poczekaj, nie wiedziałem, że Cie to mogło urazić. – ja szłam przed siebie czując coraz więcej łez. – Elisabeth, błagam… - Harry złapał mnie za ramię i odwrócił do siebie. – Przepraszam – powiedział patrząc mi głęboko w oczy. Wyrwałam się z jego rąk i skierowałam się w kierunku ławki. Usiadłam i zaczęłam mówić.
-Zaczęło się to pięć lat temu… - ślepo patrzałam się na swoje baleriny nie umiejąc wydusić żadnego słowa.
-Co się stało ? – zapytał siadając obok mnie.
-… Zanim moja mama znalazła dobrą i dobrze opłacalną pracę, żyłyśmy tylko z jednej marnej pensji. Do szkoły chodziłam w jakichś starych ciuchach, używanych i potarganych. Nie stać nas było na nic chociażby lepszego. Byłyśmy wygłodzone, musiałam żebrać na ulicy o durnego funta. Mama wszystko oddawała dla mnie, bym ja miała najlepiej. Ona pracowała po całych dniach i nocach. W lato jeszcze jakoś było, ale gorzej z zimą. Marzłyśmy, nie miałyśmy ogrzewania. Z naszego poprzedniego domu musiałyśmy się wyprowadzić, bo nie było nas stać na opłaty. Postanowiłyśmy się zatrzymać w opuszczonym domu. Był tylko jeden mały pokoik i piecyk na drewno. Za łazienkę służył nam tzw. wychodek na dworze. To był koszmar. W szkole się ze mnie nabijano. Z każdym rokiem było coraz gorzej. Do szkoły miałam dziesięć kilometrów. Już od początku musiałam sama tam dochodzić. Mała bezbronna dziewczynka, musiała sobie już od początku radzić sama. Trzy lata temu mama znalazła dobrą pracę i przeprowadziłyśmy się do centrum skąd mam tylko 20 minut drogi piechotą do szkoły. Rówieśnicy i wszyscy co mnie znają od początku mojego koszmaru wciąż widzą we mnie tą biedną  i nic nie wartą Lisę. To boli wiesz? Próbuję zetrzeć z siebie ten głupi ślad…
-Po przez udawanie kogoś innego. - dokończył
-Właśnie… - poczułam jak łzy lecą mi bez opamiętania. Czułam się lepiej, że mogłam mu się wyżalić, ale też głupio, że on o tym wszystkim wie.
-Oj, nie płacz. Chodź – powiedział i rozłożył ramiona. Przytuliłam się do niego i poczułam się bezpiecznie. Nigdy tak się jeszcze nie czułam.
-Dziękuję – powiedziałam patrząc się w jego zielone oczy. Nie rozumiem tego. Gdy siedzieliśmy w lodziarni to wydawały się jakby były szaro-niebieskie. Ale w promieniach słonecznych są zielone jak łąka.
-Nie ma za co, na mnie możesz polegać – uśmiechnęłam się do niego i wtuliłam. Nie wiem ile tak siedzieliśmy, ale chyba długo, bo słońce zmieniło swoje miejsce.
-Umm… ja chyba powinnam się już zbierać – powiedziałam przecierając policzki z łez.
-Tak, faktycznie. Ja też już powinienem być w domu.
-Dziękuję Ci jeszcze raz Harry.
-Ale za co. Ja Cię tylko wysłuchałem.
-Ale dałeś mi to ciepło, które mi pomogło. – uśmiechnęłam się do niego i wstałam z ławki i kierowałam się w stronę swojego domu.
-Nie ma sprawy. Ty mieszkasz na tej głównej ulicy?
-Tak, a co ?
-Ja mieszkam tak jak byś szła do końca swoją ulicą, potem skręciła w lewo i następnie na zakręcie w prawo i do końca.
-Tam jak jest koniec ulicy?
-Tak, właśnie – uśmiechnął się do mnie, a ja się odwdzięczyłam tym samym.  – to może Cię odprowadzić ?
-Jeśli chcesz. – powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
Dwadzieścia minut później i byłam w domu. Gdy weszłam do salonu zaraz zostałam zaatakowana przez Ariel.
-No no no no no! Opowiadaj! – popchnęła mnie na sofę i miała minę taką, że się przeraziłam
-Ej, wyluzuj – zrobiłam gest rękoma by się uspokoiła i usiadła obok.
-A więc? – zapytała spokojnie, ale ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
Opowiedziałam jej wszystko i mnie mocno przytuliła.
-Dobrze zrobiłaś, że mu się wyżaliłaś. Znaczy nie popieram w stu procentach Twojej decyzji, bo to w końcu obca osoba, ale jeśli dzięki temu jest Ci lepiej, to się z tego cieszę – uśmiechnęła się do mnie i wzięła laptopa na kolana.
-Co robisz?  - zapytałam
-Sprawdzam, czy są jakieś wasze zdjęcia w necie
-Ale Ariel, to jest Londyn. Paparazzi mają ich na co dzień, więc tutaj jakieś ich jedno wyjście nie robi na nich wrażenia. Przecież wiesz, że w każdej stolicy jest pełno sławnych ludzi i dla przeciętnego człowieka czy fotoreportera to nie robi żadnej różnicy. Co innego gdyby na przykład pojechali do Manchester’u. Tam to by było dopiero szumu wokół nas.
-Jaka litania, Elisabeth Marie Montgomery, co w Ciebie wstąpiło. – zapytała tłumiąc śmiech
-Nic – pokazałam jej język i poszłam po wodę.
-Ja też chcę – zaprotestowała gdy przyszłam do salonu
-To sobie weź – powiedziałam uśmiechając się pod nosem i odłożyłam na stolik szklankę
-Okay – powiedziała i wzięła moją szklankę.
Poczytałyśmy jakieś newsy na necie, obejrzałyśmy komedię i postanowiłyśmy się przejść. Nie miałyśmy jakiegoś zamierzonego celu, ale szłyśmy tak po prostu przed siebie. Szłyśmy tak trzy godziny. Gdy spojrzałam na telefon, by zobaczyć która godzina, doznałam szoku.
-Co się stało ? – zapytała Ari
-Lepiej zobacz, która już godzina, a jak daleko od domu jesteśmy. – powiedziałam i pokazałam jej telefon.
Była 21:13 a my przy Tower Bridge. Zdążyłam tylko zrobić to zdjęcie <klik>   i szybko pobiegłyśmy do pobliskiego metra. Wsiadłyśmy w niego, a potem wsiadłyśmy do Routemaster’a bo od metra musiałyśmy by iść jeszcze z 15 minut, a autobusem byłyśmy szybciej bo już pod sam dom. Oczywiście czekała mnie koronka od mamy, bo się martwiła, a ja nie dawałam znaku życia.
Poszłyśmy się wykąpać i poszłyśmy spać, po wyczerpującym dniu.

*Następnego dnia rano*

-Wstawaj! – krzyknęła mi do ucha Ariel.
-Czego – burknęłam i położyłam poduszkę na głowę
-Spadł śnieg! – skakała mi po łóżku i wciskała durny kit
-Chyba z Twojej głowy – zaśmiałam się pod nosem a Ariel zaczęła się śmiać już sama z siebie bo spadła z łóżka.
Ja się dźwignęłam i spojrzałam na tą kalekę na ziemi. Pokiwałam głową i powiedziałam.
-No no, gdyby kózka nie skakała to by nóżki nie złamała.
-Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne, a tak na poważnie to Twoja mama nas woła.
-Okay, to chodźmy.
Zeszłyśmy na dół i zobaczyłam kilka walizek przy drzwiach.
-Co jest mamo – zapytałam przecierając zaspane oczy – jest dopiero 4:30
-No zaraz muszę wychodzić, bo o 6:00 mam samolot
-A, fakt – pacnęłam się w czoło
-Przepraszam, że budzę, ale chciałam się pożegnać i dać Ci Ariel to. – podała jej jakąś kopertę
-Co to jest ? – zapytała oglądając ją dookoła
-Twoja mama dała Ci pieniądze na te dwa tygodnie. Pewnie dziś tu jeszcze z Twoim tatą wpadną, bo mają coś do przekazania.
-Ahaa (?) okay. – schowała kopertę do kieszeni od pidżamy
-No. A ty Liso. Nie narób głupstw. I nie puść domu z dymem – uśmiechnęła się do mnie z troską i zobaczyłam łezkę. Przytuliłam się do niej.
-Ale nie płacz. Proszę.
-Dobrze, ale wiesz. Już od dziesięciu lat jesteś samodzielna. Ale to, że Cię zostawiam tutaj samą na dwa tygodnie… Będę tęsknić – i przytuliła mnie jeszcze mocniej
-Ja też mamo. Alee…
-Co się stało? – zapytała tym razem ze zmartwieniem, przeczuwając, że to co teraz się dowie to zwali ją z nóg.
-Dusisz mnie – wszystkie wybuchłyśmy śmiechem, a mama jeszcze raz nas wyściskała i dała po buziaku w policzek i pojechała.
Odprowadziłyśmy ją wzrokiem i wróciłyśmy do łóżek.

******************************

Liczę na jakieś komentarze :)

czwartek, 2 lutego 2012

First


"Celem nauki nie jest otwieranie drzwi nieskończonej mądrości, lecz położenie kresu nieskończonym błędom."                              - Bertold Brecht



-No i jak ?? – zaczęłam się dopytywać mamy
-Monic się zgodziła – Monic, to mama Ariel i jestem przeszczęśliwa !
-Oh, dziękuję mamo! – uściskałam ją i dałam jej buziaka w policzek
-Wiesz, mam zamiar jechać do centrum handlowego kupić sobie coś na podróż. Jedziesz ze mną ?
-No pewnie. Tylko poczekaj, pójdę po torebkę.
-Dobrze, będę w aucie.
Poszłam do siebie i zabrałam to co potrzebowałam. Wsiadłam do auta i jechałyśmy w stronę Harrodsa. Po drodze zabrałyśmy moją przyjaciółkę, po którą wcześniej zadzwoniłam, bo już od razu u mnie zostanie. Wow, jak ja wytrzymam z nią przez całe dwa tygodnie.
-To co mamo kupujesz ? – zapytałam odpisując na sms’a Eric’owi. Eric to szkolne ciacho, które mnie podrywa. Ale z niego to tylko snob i widzi tylko siebie.
-Muszę kupić sobie nową garsonkę na konferencję no i kilka takich dodatkowych rzeczy. – uśmiechnęła się do mnie i zaparkowała niedaleko sklepu.
[…] Two hours later […]
-Jestem wykończona – oznajmiła moja przyjaciółka siadając na pobliskiej kanapie w sklepie.
-Oj Ariel Ariel… Ty jeszcze widocznie mojej mamy nie znasz
-Słucham ? – poderwała się ze zdziwieniem
-No dziewczyny, to teraz Primark?
-Oohh… - jęknęłyśmy razem
-Nie chcecie?
-Jesteśmy zmęczone, nogi nas bolą
-No wy? Takie młode?
-No tak ciociu – powiedziała Ariel. Może się dziwicie dlaczego tak powiedziała do mojej mamy, ale z racji tego, że znamy się od urodzenia, to ja tak mówię do jej mamy, a ona do mojej.
-No dobrze. Ale ja muszę załatwić jeszcze pare spraw na mieście…
-Okay, my wrócimy metrem.
-Na pewno?
-Tak tak – powiedziałam i uściskałam mamę.
-To Ariel, zostaw swoje rzeczy w aucie, a ja jak przyjadę to Ci je dam.
-No dobra, dziękuję.
-Nie ma sprawy. Do zobaczenia w domu!
-Paa – odpowiedziałyśmy i kierowałyśmy się w stronę metra.
-To jakie plany na dwa tygodnie ? – Zapytała mnie Ar.
-Hmm… Myślałam o plaży, ale dojazd zająłby nam kilka godzin.
-No to niee, odpada.
-Zobaczy się wtedy jak nam się będzie nudzić.
Wsiadłyśmy do metra i jechałyśmy 10 minut. Wstąpiłyśmy do lodziarni i siedziałyśmy tam około godziny.
Nie miałyśmy co robić więc poszłyśmy jeszcze do domu Ariel, bo zapomniała swoich przyborów kosmetycznych. Bardzo podoba mi się jej dom. Jest architektury klasycznej, ale z nutką nowoczesności. Jasne duże przestrzenie dają domu optyczną wielkość, chociaż znajdują się w nim tylko trzy sypialnie, cztery łazienki, salon i kuchnia z jadalnią.
-To teraz kierunek „Dom Elisabeth!”. – krzyknęła moja przyjaciółka wskazując ręką ulicę, na której mieszkam ja.
-Haha… czego się naćpałaś ? – zapytałam z udawaną powagą
-Tego samego co ty od urodzenia bierzesz
-Aaa, trzeba było tak od razu.
Poszłyśmy do mnie śmiejąc się i wygłupiając. Zakupy rzuciłyśmy na łóżko i obie wystartowałyśmy do mojego laptopa. Ariel swój zostawiła u mojej mamy w aucie.
-Ej, laska! Nie uwierzysz kto Cię follow’uje. – krzyknęła do mnie Ariel, która siedziała na moim Twitterze.
-No kto? – zapytałam z łazienki
-No chodź to zobaczysz.
-Ehh… no i jestem. Kto?
-Ten cały Harry Styles.
-Harry, Harry… Kurde, kojarzę gościa, ale nie wiem skąd.
-No to ten z One Direction.
-Aa! Tak, przypominam sobie. Oglądałyśmy wtedy X-factor’a.
-No właśnie. Też go follow’nę
-No jak chcesz – powiedziałam obojętnie i wróciłam do swoich obowiązków
-A tak w ogóle to co ty tam robisz?
-Sprzątam
-Łazienkę?
-Tak. Dziś mi coś kran nawala i się z niego leje. Chyba będę musiała po kogoś zadzwonić.
-No to idź to zrób zawczasu.
-No masz rację. Będę za chwilę – zeszłam na dół i wyszukałam w książce telefonicznej numer do hydraulika. Powiedział, że powinien się zjawić w ciągu piętnastu minut. Wróciłam do przyjaciółki z miską chipsów i sokami pomarańczowymi.
-Łap! – powiedziałam rzucając jej butelkę z sokiem.
-Dzięki. – wzięła łyka i dokończyła – wiesz… napisał do Ciebie.
-Kto?
-No Harry
-Po co? – nie reagowałam na to, bo tacy chcą tylko wykorzystać lub tylko się zabawić. Nie ufam chłopakom. Dwa lata temu zostałam wykorzystana. Miałam chłopaka, na którym – tak myślałam – mogłam polegać i mogłam mu ufać. Pewnego wieczoru zaprosił mnie na „film”. Poszliśmy do jego pokoju, a on zamknął nas na klucz i zaczął się do mnie dobierać. Opierałam się temu, ale on był dobrze zbudowany i bardzo silny. Zaczęłam krzyczeć. Byłam już w samej bieliźnie, a usłyszałam jak ktoś próbuje otworzyć drzwi. Allan się przestraszył, a ja korzystając z okazji zabrałam ubrania i wyszłam oknem. Na szczęście jego pokój znajdował się na parterze, więc udało mi się uciec. Sprawę zgłosiłam bez namysłu na policję. Dostał zakaz zbliżania się do mnie na odległość pięciu metrów. Od tamtego czasu dał mi spokój. Ale przez tamto wydarzenie nie ufam chłopakom. Boję się, że każdy może mi zrobić tak jak Allan. Wiem, że jestem przewrażliwiona, ale kto by nie był, gdyby przeżył to co ja? Za każdym razem gdy o tym sobie wspomnę, łzy cisną mi się do oczu…
-Elisabeth. Jesteś tu ? – Ariel zaczęła mi machać ręką przed twarzą.
-Tak, przepraszam. Co mówiłaś?
-Mówiłam, że zapytał się Ciebie „Jak się masz?”
-Odpisałaś coś? – zapytałam kładąc laptopa na swoich kolanach
-Nie, czekałam aż przyjdziesz.
-Aha… - odpowiedziałam wlepiając się w monitor
-Lisa – zaczęła moja przyjaciółka klękając przede mną – wiem, że się boisz. No ale zaryzykuj. Już nie mówię o flirtowaniu, ale o zwykłej znajomości. Nie możesz do końca życia chować się w skorupie i ukrywać się przed chłopakami. Allan to była jedna wielka pomyłka, ale to nie oznacza, że każdy chłopak taki musi być. – te słowa dały mi wiele do myślenia. Może i ma rację (?)
-Ehh… - westchnęłam i odpisałam Styles’owi

„Hey, u mnie wszystko w porządku. A co u Ciebie? :)”

Nie minęły dwie minuty i mi odpisał:

„U mnie też. Może masz ochotę wyskoczyć ze mną na lody?”

-Umm… Ariel. On mnie zaprasza na lody.
-No to się zgódź ! Taka okazja nie zdarza się codziennie.
-Może masz i rację.
-Nie „może”, ale na pewno – przytuliła mnie i poszła otworzyć drzwi. Usłyszałam, że przyszedł ten hydraulik i weszli oboje do mojego pokoju.
-To gdzie jest ta łazienka? – zapytał się mnie
-Tutaj – pokazałam mu na drzwi, a on tylko przytakną i poszedł zająć się robotą.
-No i co? Odpisałaś ? – zapytała chrupiąc chipsy.
-Tak. Umówiliśmy się na niedzielę na 12:00 w naszej lodziarni.
-Ej, to już jutro.
-Mmm… faktycznie. Pomożesz mi znaleźć coś fajnego do ubrania?
-Pewnie! – ucieszyła się i pociągnęła mnie za rękę do mojej garderoby. A wy nie widzieliście chyba mojego domu <klik>
Po godzinie wybierania wybrałyśmy to <klik>
Fachowiec poszedł i kran działa jak ta lala. Wzięłyśmy kąpiel – osobno – no i zeszłyśmy do salonu na film. Mama przyjechała o 20:00 z mnóstwem pakunków. Zrobiła nam popcorn i we trzy obejrzałyśmy „Monte Carlo”. Nawet nie wiem kiedy usnęłam. Ale obudziłam się o 5:00. Nie mogłam usnąć więc poszłam się wykąpać i ubrać w przyszykowane wcześniej ubrania. Wchodząc po ciemku do łazienki…
-Aaa!!! 

***************************************

No i jest pierwszy rozdział. Osobiście mi się nie podoba, ale akcja się rozkręci :)

Prolog


"Nikt nie może cofnąć się w czasie i napisać nowego początku, ale każdy może zacząć od dzisiaj i dopisać nowe zakończenie."                - Maria Robinson



Pamiętam to jakby to było wczoraj...
*Schodziłam po schodach na dół do kuchni, gdzie słyszałam krzyk mojej mamy. Krzyczała coś by ją zostawiono, że ona nie może tak po prostu odejść. Nie wiedziałam co się dzieje. W końcu byłam jeszcze zbyt mała na to by zrozumieć. Miałam pięć lat. Siadłam na stopniu trzymając się jedynie drewnianej poręczy. Widziałam jak ktoś ją szarpie i wyciąga na siłę z naszego domu. Przestraszona uciekłam do swojego pokoju i schowałam się pod łóżkiem... Usnęłam z płaczem. Następnego dnia obudziła mnie jakaś starsza kobieta. Powiedziała, że muszę iść z nią. Poszłyśmy do jakiegoś baru gdzie dała mi jeść i pić. Zaraz po tym pojechałyśmy do zakładu karnego. Tam była moja mama, która powiedziała mi, że nic się nie dzieje, że zaszła jakaś pomyłka. Oznajmiła mi, że jutro wszystko powinno się wyjaśnić, a ja żebym do tego czasu została z tą panią. 
Taty nie miałam. Pół roku wcześniej został postrzelony w trakcie bójki. Od tamtego czasu ledwo starczało nam na jedzenie. Mama pracowała dorywczo jako sprzątaczka, a wieczorami chodziła pracować jako striptizerka. Nie było łatwo, a jej się te prace nie podobały, ale co mogła innego zrobić, by wyżywić i siebie i mnie. Gdy przyszedł czas, by pójść do szkoły, zaczął się koszmar. Szydzono sobie ze mnie. Wmawiano mi, że będę taka jak moja matka. Że będę się sprzedawać na lewo i prawo. Ale tylko ja wiedziałam jaka była prawda. A przy sobie miałam jedynie Ariel.
Trzy lata temu mama znalazła wreszcie normalną posadę, dzięki której mogła zapewnić mi normalne życie. Wreszcie mogę szczęśliwie powiedzieć, że żyje nam się w dostatku i niczego nam nie brakuje. Przeprowadziłyśmy się do centrum Londynu, skąd mama ma blisko do biura, a ja do szkoły.
Jedyna rzecz, która mnie zastanawia, to ta, czy ja na prawdę się zmieniłam. Ariel mówi mi, że stałam się straszną snobką przez to, że wreszcie chcę być dostrzeżona. Nie mam pojęcia czy jest tak na prawdę, ale mnie to bardzo dręczy...*
-Lisa, możesz zejść na dół? - usłyszałam wołanie mojej mamy.
-Tak, już idę ! - odkrzyknęłam i zamknęłam laptopa - słucham Cię - powiedziałam siadając przy blacie kuchennym. Do mojej mamy szacunek zawsze miałam i zawsze go mieć będę. Bo tylko dzięki niej jest tak, a nie inaczej.
-W poniedziałek muszę wylecieć do Dublinu na dwa tygodnie. Nie chcę tego, ale szef powiedział, że muszę go zastąpić w konferencji. Chyba się nie pogniewasz jeśli Cię tutaj zostawię, prawda?
-Nie, pewnie, że nie. W końcu są jeszcze wakacje, więc nudzić mi się nie będzie. - uśmiechnęłam się do mamy.
-No to się cieszę. Jeśli chcesz, to mogę zadzwonić do mamy Ariel czy by pozwoliła jej przyjechać do Ciebie na ten czas byś się nie nudziła tutaj sama.
-Na prawdę możesz to zrobić ? - ucieszyłam się
-Tak. Czyli rozumiem po Twojej minie, by dzwonić?
-No pewnie! - krzyknęłam i zaraz wyciągnęłam telefon by dać cynk Ariel.

************************************

No więc jest prolog. Komentujcie co o tym sądzicie :)

Bohaterowie

Elisabeth (Lisa) Montgomery - 17

Elisabeth jest skromną dziewczyną, która za wszelką cenę chce zaistnieć w świecie rówieśników. Chodzi na imprezy, obraża za nic i traktuje innych jak służących. Nigdy nie miała łatwo. Tylko jej prawdziwa przyjaciółka, która zna ją od urodzenia, wie jaka na prawdę jest Lisa.


Ariel Kajiyama - 17

Najlepsza przyjaciółka Elisabeth. Jej rodzice pochodzą z Japonii, ale Ariel urodziła się w Anglii. Od urodzenia razem z Lisą mieszkają w Londynie. Nie bardzo podoba jej się zachowanie jej przyjaciółki, ale wiele nie udaje jej się zrobić. Marzy o tym by wreszcie spotkać tego jedynego.


Harry (Hazza) Styles - 18

Młody piosenkarz, który jest członkiem zespołu One Direction. Jest wesołym chłopakiem, który lubi flirtować. Ma duszę anioła, ale czasem wstępuje w niego istny diabełek.
Louis (Lou) Tomlinson - 21

Najstarszy członek zespołu. Po jego zwariowanym zachowaniu nie można powiedzieć, że jest najstarszy, ale potrafi być rozsądny. Przy nim nie można się nudzić.


Zayn Malik - 19

Zabawny a zarazem twardo stąpający po ziemi chłopak. Lubi zabawę, ale wie kiedy przestać. Jest pożądany przez wszystkie dziewczyny na świecie. Ale wciąż szuka tej jedynej na całe życie. 



Niall Horan - 19

Z niego to taka "Głodzilla". Zawsze głodny i wszystko by jadł. Nigdy nie traci humoru i to jest jego pozytywna cecha. Gdy jest zły, to śmieje się bardziej. Dziewczyny uwielbiają w nim poczucie humoru i jego blond włosy.



Liam Payne - 19

Uważany za "tatusia" zespołu. Niby to on się wydaje na najstarszego i najpoważniejszego, ale wie co oznacza słowo "zabawa" i czasami nieźle zabaluje.