piątek, 23 marca 2012

Eleventh


„Jest czas, żeby milczeć, jest czas aby mówić, ale nigdy nie ma czasu, żeby wszystko powiedzieć.”                                                                 

                                                                                                - A. Maurois



Posiedzieliśmy jeszcze chwilę z Lou, ale przyszedł ordynator i kazał nam wyjść, bo chłopak musi teraz dużo odpoczywać. Była już 17:00. W szpitalu jesteśmy już od czterech godzin, a Liam wciąż się nie wybudził. Nic nie jedliśmy od rana i jesteśmy głodni.
-Lisa, jesteś głodna? Bo idę z Zayn’em nam coś przynieść ze stołówki. – zapytał Harry
-Jeśli możesz to weź coś dla mnie. – uniosłam kąciki ust i oparłam się o Niall’era tak jak byłam wcześniej. Chłopcy poszli i po 15 minutach wrócili z jakimiś kanapkami i kawą. Może to i dziwne, ale siedzieliśmy w tym szpitalu na ziemi nic się do siebie nie odzywając. Totalna cisza… Co chwilę wchodzili do chłopaków jacyś lekarze, pielęgniarki, ale nic… Czekaliśmy, a nic się nie działo. Nowi odwiedzający przychodzili, jedni wychodzili. Rutyna. Zbliżała się godzina 19:00.
-Elisabeth, jak chcesz to idź do domu. Mama się będzie martwić. My tu z nim zostaniemy, a ty się prześpij w domu i przyjdź jutro jeśli chcesz. – oznajmił Niall
-Nie. Zostanę z Wami.
-Ale naprawdę, możesz iść do domu. Jeśli coś się będzie działo, to zadzwonimy. – podzielił zdanie przyjaciela Harry.
-Ale ja zostaję. Nigdzie się nie wybieram, bo zostaję dla Liam’a i Louis’ego.
-No dobrze, jak chcesz – powiedział Niall i wstał. Poszedł gdzieś, ale nie wiem gdzie. Oparłam głowę o ścianę i zastanawiałam się nad sensem życia. Los tyle razy podkłada nam pułapki na każdej naszej ścieżce, ale dajemy radę. Albo je umiejętnie omijamy, albo po prostu stawiamy im czoła i pokonujemy je ze świadomością, że nam się uda.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos mojego telefonu. Wyszłam na taras – tak w tym szpitalu mają taki taras dla pacjentów i ich gości, który otwierają tylko w lato. Odebrałam.
-Halo?
-Lisa, gdzie ty się podziewasz?! Martwię się o Ciebie, a nie dajesz znaku życia. – powiedziała mama. Wiedziałam, że tak zareaguje, ale nie miałam głowy do zawiadomienia jej. Wiem, że mi przypominali, ale jakoś to do mnie nie docierało.
-Mamo…
-Tłumacz mi się. Nic Ci nie jest? A może…
-Mamo, spokojnie. Daj mi wyjaśnić, okay ?
-No dobrze. Mów.
-Na razie mogę Ci powiedzieć, że nic mi nie jest. Jestem w szpitalu, ale mi nic się nie stało. Przyjdę do domu to Ci wszystko wyjaśnię, dobrze?
-O matko… no dobrze. A za ile będziesz? – zapytała z troską
-Dziś raczej nie przyjdę. Nie pytaj teraz czemu, bo to nie rozmowa na telefon. Proszę, zrozum to.
-No dobrze. Uważaj na siebie, kocham Cię – powiedziała mama i przesłała mi buziaki
-Ja Ciebie też. Pa. – rozłączyłam się i wróciłam do chłopaków.
-Mama? – zapytał Zayn.
-Tak… powiedziałam jej, że jutro jej wszystko wyjaśnię, ale nie wiem czy powiedzieć jej prawdziwą wersję, czy tą co inni znają…
-Lisa, lepiej będzie aby ta prawdziwa wersja została między nami, a reszta będzie wiedziała niby o naszej mini imprezce, która była tylko z nami i z Tobą i Ariel. Nic więcej. – powiedział Harry i mnie przytulił.
-Okay… - szepnęłam i wtuliłam się w chłopaka. Usnęłam. Obudziłam się nad ranem, byłam przykryta kocem. W czwórkę wyglądaliśmy jak przewrócone domino. Najpierw leżał Zayn na ziemi, na nim Harry, ja na nim, a na mnie Niall. Powoli wstałam by chłopaków nie obudzić, ale Zayn otworzył oczy.
-Gdzie idziesz? – zapytał szeptem
-Wyprostować nogi.
-To poczekaj, przejdę się z Tobą. – powiedział, a ja zaczekałam na niego, aż się uwolni z uścisku Hazzy. Wyszliśmy na taras. Było chłodno, ale przyjemnie. Sprawdziłam godzinę. Była 7:23.
-Mówili wczoraj coś lekarze na temat Liam’a? – zapytałam ziewając
-Nie, właśnie nic. Wchodzili tylko do niego co jakiś czas. Do Lou tak samo, ale o nim powiedzieli, że ma zostać na obserwacji przez kilka dni i nie może się jeszcze przynajmniej przez dwa dni ruszać z łóżka.
-Aha… Kurcze, kiepsko z nimi. – zasmuciłam się.
-I to wszystko to moja wina…  - widziałam jak próbuje powstrzymać łzy. Podeszłam do niego, bo siedzieliśmy przy stoliku i go przytuliłam.
-Ale ty nie wiedziałeś jak było. Zareagowałeś, bo nie znałeś prawdy.
-Ale jak śmiałem podnieść rękę na przyjaciół?! Jestem idiotą! – przytuliłam go mocniej a on zaczął naprawdę płakać. Niby jest odważny i silny, ale wrażliwy. Posadził mnie na swoich kolanach i tak siedzieliśmy dopóki się trochę nie uspokoił. Był strasznie roztrzęsiony. Nie mogłam nic zrobić, jak tylko go przytulić.
-Cii, nie płacz. Wyjdą z tego, zobaczysz – uśmiechnęłam się do niego. – Posłuchaj, ja muszę pojechać na chwilę do domu. Muszę się ogarnąć i opowiedzieć wszystko mamie, bo mnie zamęczy.
-Dobrze, ja też pojadę do siebie, zabiorę auto i podjadę po ciebie i wrócimy do szpitala. – powiedział i wstaliśmy. Zostawiliśmy chłopakom kartkę, że pojechaliśmy na chwilę do domu i zaraz wrócimy. Jak się obudzą, to ją przeczytają.
Wyszliśmy z Malik’iem ze szpitala, wsiedliśmy w metro i pojechaliśmy. Nic się do siebie nie odzywaliśmy, to nam nie było widocznie potrzebne. Wiedzieliśmy jak każde z nas się czuje.
-Okay, ja muszę już teraz wysiąść. To tak gdzieś za godzinę będę u Ciebie, okay? – zapytał
-No pewnie. To ja poczekam na Ciebie i razem opowiemy mojej mamie, może być?
-Tak. – uśmiechnął się do mnie i wysiadł. Skręcił w jakiś tunel i poszedł w swoją stronę. Po pięciu minutach byłam u siebie. Na szczęście miałam od razu autobus pod dom, bo tak jak wspominałam wcześniej, gdybym chciała iść na nogach, to by zajęło mi to około 15 minut. A tyle mam dobrze, że autobusy mam zgrane z metrem. No prawie zawsze, ale nikt nie narzeka ;D Podjechałam pod dom i weszłam. Mama ma dziś do pracy na 12:30, więc zdążyłam. Krzątała się w kuchni.
-Lisa!... – krzyknęła za mną, jak już byłam na schodach.
-Hej mamo! Za chwilę, tylko się wykąpię. – odkrzyknęłam jej i poleciałam do siebie. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, pomalowałam się i poszłam owinięta w ręcznik wybrać ubranie. Zdecydowałam się na <klik>  , włosów nie suszyłam tylko zostawiłam mokre by naturalnie mi się zrobiły loki. Co jakiś czas tylko je palcami podkręcałam. Efekt? <klik> . Zeszłam do kuchni i szukałam czegoś na śniadanie.
-No to może mi wytłumaczysz o co chodzi? – zapytała mama stając obok lodówki.
-Umm… - popatrzałam na zegar, za chwilę powinien się zjawić Zayn – poczekajmy jeszcze z 10 minut. Nie chcę tego mówić sama.
-To aż coś tak złego się stało ? – zapytała ze zdziwieniem. Ja tylko westchnęłam i nic nie odpowiedziałam.
-Jadłaś już śniadanie? – zapytałam po chwili
-Tak, zrobisz sobie coś? – zapytała i siadła na krześle przy blacie i zajęła się jakąś gazetą.
-Tak, tak – uśmiechnęłam się do niej zamykając lodówkę. Postanowiłam zrobić pancakes – amerykańskie naleśniki. Zrobię ich więcej i zawieziemy też chłopakom, bo pewnie tam są głodni. Na razie upiekłam te dla mnie i dla Zayn’a, bo gdybym zrobiła resztę, to by wystygły. Zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć i był to Malik. Zaprosiłam go do środka i najpierw poczęstowałam śniadaniem. Gdy zabrałam się za robienie reszty, to w między czasie opowiadaliśmy mojej mamie co się stało. Była przerażona, że takie coś się mogło stać. Powiedziała żebyśmy pozdrowili wszystkich chłopaków. Skończyłam piec naleśniki i każdą porcję zapakowałam osobno polewając je syropem klonowym. Gdy wychodziliśmy mama nas jeszcze na chwilę zatrzymała.
-Poczekajcie jeszcze, bo coś mi się przypomniało. – odwróciłam się i podeszłam do mamy
-Co takiego? – zapytałam kładąc jedzenie na stole
-Dziś wieczorem przyjeżdża Twoja kuzynka Emily z rodzicami z Australii.
-Słucham?! – krzyknęłam
-Daj spokój Lisa, co ich każdy przyjazd reagujesz tak samo.
-No bo mamo, jak mam inaczej reagować ? Ona jest nieznośna!
-Przesadzasz… - powiedziała siadając na kanapie
-Właśnie, że nie. A może jeszcze mi powiesz, że mam ją niańczyć ?
-Nie niańczyć, bo nie jest już małym dzieckiem, ale przypilnować to mogłabyś. Zostają na dwa tygodnie.
-Pff… ja idę. Pa – powiedziałam w nerwach i wyszłam
Po prostu znów się zapowiada ciekawa końcówka wakacji. Ale już mówię kim jest Emily. Ona jest córką siostry mojej mamy. Ma 14 lat, ale wymądrza się jakby miała już dwadzieścia. Za każdym razem, gdy chcę gdzieś wyjść, ona się przyczepia do mnie. Rok temu gdy chciałam wyjść z Ariel i jej chłopakiem do kina, to Em się uparła, że ją mam zabrać na gokarty. Powiedziałam, że nie bo już mam inne plany, to udała płacz i poleciała do swojej mamy. I oczywiście co mnie czekało ?  Cały dzień nudzenia się i patrzenia jak ta mała żmija jeździ. Moje plany się nie liczą, gdy ona jest. A gdy już ją widzę to zbiera mi się na krzyk i jednocześnie płacz. Coś jak wycie człowieka, któremu na głęboką ranę wylewa się jakiś kwas. Tak, to jest dobre określenie. Zayn w aucie pytał o co chodzi z moją kuzynką, to mu wszystko wyjaśniłam. Podziela moje zdanie, że jest niemożliwa, ale on i tak nic jeszcze nie wie. Musiałby zostać z nią chociaż na godzinę, to by uciekł z krzykiem, krzycząc „A kysz, a kysz”. Poważnie mówię.
Po dwudziestu minutach byliśmy już w szpitalu. Dałam Harry’emu i Niall’owi paczki i ucieszyli się jak małe dzieci. Zapytałam czy już coś wiadomo, ale podobno jeszcze się nie obudził. W międzyczasie gdy chłopaki wcinali, a Zayn się z nich śmiał, weszłam po kryjomu do sali gdzie leży Louis.
-Hej marcheweczko – uśmiechnął się do mnie i poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam na łóżku, a on mnie do siebie przyciągnął i przytulił. Uśmiechnęłam się do niego.
-Jak Ci się spało ? – zapytałam patrząc w jego uśmiechnięte oczy. Nie wiem jak to możliwe, ale jego oczy się cieszyły ;D 
-No wiesz… Jak na łóżku wodnym – powiedział z sarkazmem
-Haha… no ale lepsze to niż podłoga, co nie?
-Pff… ty jeszcze pytasz?! Kocham to łóżko – i wybuchliśmy śmiechem -A jak się czuje Liam? – zapytał już z powagą.
-Wciąż nic nie wiemy. Od wczoraj się nie wybudził. Lekarze mówili, że to potrwa kilka godzin, no ale nie myśleliśmy, że aż tak długo. – posmutniałam, a Lou mnie przytulił i pocałował w czoło. W tej chwili wparował Harry z Zayn’em.
-O hej Lou. – uśmiechnęli się do siebie, ale widać, że im się śpieszyło - Lisa! Szybko ! – zdziwiłam się o co chodzi i szybko wyleciałam.
-Zaraz wrócę – powiedziałam będąc już przy drzwiach. Usłyszałam tylko „Okay” i poleciałam za chłopakami. Ustaliśmy przed drzwiami do sali Liam’a.
-Co się dzieje ? – zapytałam lekko zasapana, bo w końcu musiałam przebiec cały korytarz :P 
-Nie wiemy. Rozległ się jakiś alarm i lekarze z pielęgniarkami szybko wbiegli do Liam’a. Nie mam pojęcia co się stało – powiedział przestraszony Niall.
-Mam nadzieję, że nic złego. – oznajmił Zayn i wszyscy się przytuliliśmy, ale staliśmy przodem do drzwi. Minęło może z dziesięć minut i wyszedł jakiś obcy nam dotąd lekarz. Miał bardzo poważną minę.
-Jesteście rodziną? – zapytał po chwili
-Przyjaciółmi. – powiedział Harry
-Co się dzieje?! – krzyknęłam, bo już nie wytrzymywałam napięcia.
-Liam Payne…


************************************

A teraz mnie zabijcie. Śmiało. Pewnie już jesteście z nożami i chcecie mnie znaleźć za takie zakończenie.
Dalej się dowiecie w następnych rozdziałach.
Zostawcie po sobie jakiś ślad.
Rozdział dla Tyni, bo chciała wredną kuzynkę ♥

2 komentarze:

  1. Ty...ty...ty....! A kysz, a kysz ! Mhaha ! Wiedziałam, że to o kuzynce to coś do mnie się wiąże :D Ale kurde no ! Taka końcówka ?!?! Gnie cię człowieku na noc czy co ?!?! Pfffffff...ale wiedz, że jak uśmiercisz Liam'a to ja cie k**wa znajdę ! Tak, tak grożę ci, ale to moja natura zabójcy ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Popieram wyżej podpisaną !
    Jak uśmiercisz Liama to ja też cię dorwe ! xD
    nie no ale tak na serio to błagam nie zabijaj go ! ;(
    a tak ogółem fajny blog ^^

    OdpowiedzUsuń