„Jest czas, żeby milczeć, jest czas aby
mówić, ale nigdy nie ma czasu, żeby wszystko powiedzieć.”
- A. Maurois
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę z Lou, ale przyszedł
ordynator i kazał nam wyjść, bo chłopak musi teraz dużo odpoczywać. Była już
17:00. W szpitalu jesteśmy już od czterech godzin, a Liam wciąż się nie
wybudził. Nic nie jedliśmy od rana i jesteśmy głodni.
-Lisa, jesteś głodna? Bo idę z Zayn’em nam coś
przynieść ze stołówki. – zapytał Harry
-Jeśli możesz to weź coś dla mnie. – uniosłam
kąciki ust i oparłam się o Niall’era tak jak byłam wcześniej. Chłopcy poszli i
po 15 minutach wrócili z jakimiś kanapkami i kawą. Może to i dziwne, ale
siedzieliśmy w tym szpitalu na ziemi nic się do siebie nie odzywając. Totalna
cisza… Co chwilę wchodzili do chłopaków jacyś lekarze, pielęgniarki, ale nic…
Czekaliśmy, a nic się nie działo. Nowi odwiedzający przychodzili, jedni wychodzili.
Rutyna. Zbliżała się godzina 19:00.
-Elisabeth, jak chcesz to idź do domu. Mama się
będzie martwić. My tu z nim zostaniemy, a ty się prześpij w domu i przyjdź
jutro jeśli chcesz. – oznajmił Niall
-Nie. Zostanę z Wami.
-Ale naprawdę, możesz iść do domu. Jeśli coś się
będzie działo, to zadzwonimy. – podzielił zdanie przyjaciela Harry.
-Ale ja zostaję. Nigdzie się nie wybieram, bo
zostaję dla Liam’a i Louis’ego.
-No dobrze, jak chcesz – powiedział Niall i wstał.
Poszedł gdzieś, ale nie wiem gdzie. Oparłam głowę o ścianę i zastanawiałam się
nad sensem życia. Los tyle razy podkłada nam pułapki na każdej naszej ścieżce,
ale dajemy radę. Albo je umiejętnie omijamy, albo po prostu stawiamy im czoła i
pokonujemy je ze świadomością, że nam się uda.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos mojego telefonu.
Wyszłam na taras – tak w tym szpitalu mają taki taras dla pacjentów i ich
gości, który otwierają tylko w lato. Odebrałam.
-Halo?
-Lisa, gdzie ty się podziewasz?! Martwię się o
Ciebie, a nie dajesz znaku życia. – powiedziała mama. Wiedziałam, że tak
zareaguje, ale nie miałam głowy do zawiadomienia jej. Wiem, że mi przypominali,
ale jakoś to do mnie nie docierało.
-Mamo…
-Tłumacz mi się. Nic Ci nie jest? A może…
-Mamo, spokojnie. Daj mi wyjaśnić, okay ?
-No dobrze. Mów.
-Na razie mogę Ci powiedzieć, że nic mi nie jest.
Jestem w szpitalu, ale mi nic się nie stało. Przyjdę do domu to Ci wszystko
wyjaśnię, dobrze?
-O matko… no dobrze. A za ile będziesz? – zapytała
z troską
-Dziś raczej nie przyjdę. Nie pytaj teraz czemu, bo
to nie rozmowa na telefon. Proszę, zrozum to.
-No dobrze. Uważaj na siebie, kocham Cię –
powiedziała mama i przesłała mi buziaki
-Ja Ciebie też. Pa. – rozłączyłam się i wróciłam do
chłopaków.
-Mama? – zapytał Zayn.
-Tak… powiedziałam jej, że jutro jej wszystko
wyjaśnię, ale nie wiem czy powiedzieć jej prawdziwą wersję, czy tą co inni
znają…
-Lisa, lepiej będzie aby ta prawdziwa wersja
została między nami, a reszta będzie wiedziała niby o naszej mini imprezce,
która była tylko z nami i z Tobą i Ariel. Nic więcej. – powiedział Harry i mnie
przytulił.
-Okay… - szepnęłam i wtuliłam się w chłopaka.
Usnęłam. Obudziłam się nad ranem, byłam przykryta kocem. W czwórkę wyglądaliśmy
jak przewrócone domino. Najpierw leżał Zayn na ziemi, na nim Harry, ja na nim,
a na mnie Niall. Powoli wstałam by chłopaków nie obudzić, ale Zayn otworzył
oczy.
-Gdzie idziesz? – zapytał szeptem
-Wyprostować nogi.
-To poczekaj, przejdę się z Tobą. – powiedział, a
ja zaczekałam na niego, aż się uwolni z uścisku Hazzy. Wyszliśmy na taras. Było
chłodno, ale przyjemnie. Sprawdziłam godzinę. Była 7:23.
-Mówili wczoraj coś lekarze na temat Liam’a? –
zapytałam ziewając
-Nie, właśnie nic. Wchodzili tylko do niego co
jakiś czas. Do Lou tak samo, ale o nim powiedzieli, że ma zostać na obserwacji
przez kilka dni i nie może się jeszcze przynajmniej przez dwa dni ruszać z
łóżka.
-Aha… Kurcze, kiepsko z nimi. – zasmuciłam się.
-I to wszystko to moja wina… - widziałam jak próbuje powstrzymać łzy.
Podeszłam do niego, bo siedzieliśmy przy stoliku i go przytuliłam.
-Ale ty nie wiedziałeś jak było. Zareagowałeś, bo
nie znałeś prawdy.
-Ale jak śmiałem podnieść rękę na przyjaciół?! Jestem
idiotą! – przytuliłam go mocniej a on zaczął naprawdę płakać. Niby jest odważny
i silny, ale wrażliwy. Posadził mnie na swoich kolanach i tak siedzieliśmy
dopóki się trochę nie uspokoił. Był strasznie roztrzęsiony. Nie mogłam nic
zrobić, jak tylko go przytulić.
-Cii, nie płacz. Wyjdą z tego, zobaczysz –
uśmiechnęłam się do niego. – Posłuchaj, ja muszę pojechać na chwilę do domu.
Muszę się ogarnąć i opowiedzieć wszystko mamie, bo mnie zamęczy.
-Dobrze, ja też pojadę do siebie, zabiorę auto i
podjadę po ciebie i wrócimy do szpitala. – powiedział i wstaliśmy. Zostawiliśmy
chłopakom kartkę, że pojechaliśmy na chwilę do domu i zaraz wrócimy. Jak się
obudzą, to ją przeczytają.
Wyszliśmy z Malik’iem ze szpitala, wsiedliśmy w
metro i pojechaliśmy. Nic się do siebie nie odzywaliśmy, to nam nie było
widocznie potrzebne. Wiedzieliśmy jak każde z nas się czuje.
-Okay, ja muszę już teraz wysiąść. To tak gdzieś za
godzinę będę u Ciebie, okay? – zapytał
-No pewnie. To ja poczekam na Ciebie i razem
opowiemy mojej mamie, może być?
-Tak. – uśmiechnął się do mnie i wysiadł. Skręcił w
jakiś tunel i poszedł w swoją stronę. Po pięciu minutach byłam u siebie. Na
szczęście miałam od razu autobus pod dom, bo tak jak wspominałam wcześniej,
gdybym chciała iść na nogach, to by zajęło mi to około 15 minut. A tyle mam
dobrze, że autobusy mam zgrane z metrem. No prawie zawsze, ale nikt nie narzeka
;D Podjechałam pod dom i weszłam. Mama ma dziś do pracy na 12:30, więc
zdążyłam. Krzątała się w kuchni.
-Lisa!... – krzyknęła za mną, jak już byłam na
schodach.
-Hej mamo! Za chwilę, tylko się wykąpię. –
odkrzyknęłam jej i poleciałam do siebie. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki
prysznic, pomalowałam się i poszłam owinięta w ręcznik wybrać ubranie.
Zdecydowałam się na <klik> , włosów nie suszyłam tylko
zostawiłam mokre by naturalnie mi się zrobiły loki. Co jakiś czas tylko je
palcami podkręcałam. Efekt? <klik> . Zeszłam do kuchni i
szukałam czegoś na śniadanie.
-No to może mi wytłumaczysz o co chodzi? – zapytała
mama stając obok lodówki.
-Umm… - popatrzałam na zegar, za chwilę powinien
się zjawić Zayn – poczekajmy jeszcze z 10 minut. Nie chcę tego mówić sama.
-To aż coś tak złego się stało ? – zapytała ze
zdziwieniem. Ja tylko westchnęłam i nic nie odpowiedziałam.
-Jadłaś już śniadanie? – zapytałam po chwili
-Tak, zrobisz sobie coś? – zapytała i siadła na
krześle przy blacie i zajęła się jakąś gazetą.
-Tak, tak – uśmiechnęłam się do niej zamykając
lodówkę. Postanowiłam zrobić pancakes – amerykańskie naleśniki. Zrobię ich
więcej i zawieziemy też chłopakom, bo pewnie tam są głodni. Na razie upiekłam
te dla mnie i dla Zayn’a, bo gdybym zrobiła resztę, to by wystygły. Zadzwonił
dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć i był to Malik. Zaprosiłam go do środka i
najpierw poczęstowałam śniadaniem. Gdy zabrałam się za robienie reszty, to w
między czasie opowiadaliśmy mojej mamie co się stało. Była przerażona, że takie
coś się mogło stać. Powiedziała żebyśmy pozdrowili wszystkich chłopaków.
Skończyłam piec naleśniki i każdą porcję zapakowałam osobno polewając je
syropem klonowym. Gdy wychodziliśmy mama nas jeszcze na chwilę zatrzymała.
-Poczekajcie jeszcze, bo coś mi się przypomniało. –
odwróciłam się i podeszłam do mamy
-Co takiego? – zapytałam kładąc jedzenie na stole
-Dziś wieczorem przyjeżdża Twoja kuzynka Emily z
rodzicami z Australii.
-Słucham?! – krzyknęłam
-Daj spokój Lisa, co ich każdy przyjazd reagujesz
tak samo.
-No bo mamo, jak mam inaczej reagować ? Ona jest
nieznośna!
-Przesadzasz… - powiedziała siadając na kanapie
-Właśnie, że nie. A może jeszcze mi powiesz, że mam
ją niańczyć ?
-Nie niańczyć, bo nie jest już małym dzieckiem, ale
przypilnować to mogłabyś. Zostają na dwa tygodnie.
-Pff… ja idę. Pa – powiedziałam w nerwach i wyszłam
Po prostu znów się zapowiada ciekawa końcówka
wakacji. Ale już mówię kim jest Emily. Ona jest córką siostry mojej mamy. Ma 14
lat, ale wymądrza się jakby miała już dwadzieścia. Za każdym razem, gdy chcę
gdzieś wyjść, ona się przyczepia do mnie. Rok temu gdy chciałam wyjść z Ariel i
jej chłopakiem do kina, to Em się uparła, że ją mam zabrać na gokarty. Powiedziałam,
że nie bo już mam inne plany, to udała płacz i poleciała do swojej mamy. I
oczywiście co mnie czekało ? Cały dzień
nudzenia się i patrzenia jak ta mała żmija jeździ. Moje plany się nie liczą,
gdy ona jest. A gdy już ją widzę to zbiera mi się na krzyk i jednocześnie
płacz. Coś jak wycie człowieka, któremu na głęboką ranę wylewa się jakiś kwas.
Tak, to jest dobre określenie. Zayn w aucie pytał o co chodzi z moją kuzynką,
to mu wszystko wyjaśniłam. Podziela moje zdanie, że jest niemożliwa, ale on i
tak nic jeszcze nie wie. Musiałby zostać z nią chociaż na godzinę, to by uciekł
z krzykiem, krzycząc „A kysz, a kysz”. Poważnie mówię.
Po dwudziestu minutach byliśmy już w szpitalu.
Dałam Harry’emu i Niall’owi paczki i ucieszyli się jak małe dzieci. Zapytałam
czy już coś wiadomo, ale podobno jeszcze się nie obudził. W międzyczasie gdy
chłopaki wcinali, a Zayn się z nich śmiał, weszłam po kryjomu do sali gdzie
leży Louis.
-Hej marcheweczko – uśmiechnął się do mnie i
poklepał miejsce obok siebie. Usiadłam na łóżku, a on mnie do siebie
przyciągnął i przytulił. Uśmiechnęłam się do niego.
-Jak Ci się spało ? – zapytałam patrząc w jego
uśmiechnięte oczy. Nie wiem jak to możliwe, ale jego oczy się cieszyły ;D
-No wiesz… Jak na łóżku wodnym – powiedział z
sarkazmem
-Haha… no ale lepsze to niż podłoga, co nie?
-Pff… ty jeszcze pytasz?! Kocham to łóżko – i
wybuchliśmy śmiechem -A jak się czuje Liam? – zapytał już z powagą.
-Wciąż nic nie wiemy. Od wczoraj się nie wybudził.
Lekarze mówili, że to potrwa kilka godzin, no ale nie myśleliśmy, że aż tak
długo. – posmutniałam, a Lou mnie przytulił i pocałował w czoło. W tej chwili
wparował Harry z Zayn’em.
-O hej Lou. – uśmiechnęli się do siebie, ale widać,
że im się śpieszyło - Lisa! Szybko ! – zdziwiłam się o co chodzi i szybko
wyleciałam.
-Zaraz wrócę – powiedziałam będąc już przy
drzwiach. Usłyszałam tylko „Okay” i poleciałam za chłopakami. Ustaliśmy przed
drzwiami do sali Liam’a.
-Co się dzieje ? – zapytałam lekko zasapana, bo w
końcu musiałam przebiec cały korytarz :P
-Nie wiemy. Rozległ się jakiś alarm i lekarze z
pielęgniarkami szybko wbiegli do Liam’a. Nie mam pojęcia co się stało – powiedział
przestraszony Niall.
-Mam nadzieję, że nic złego. – oznajmił Zayn i
wszyscy się przytuliliśmy, ale staliśmy przodem do drzwi. Minęło może z
dziesięć minut i wyszedł jakiś obcy nam dotąd lekarz. Miał bardzo poważną minę.
-Jesteście rodziną? – zapytał po chwili
-Przyjaciółmi. – powiedział Harry
-Co się dzieje?! – krzyknęłam, bo już nie
wytrzymywałam napięcia.
-Liam Payne…
************************************
A teraz mnie zabijcie. Śmiało. Pewnie już jesteście
z nożami i chcecie mnie znaleźć za takie zakończenie.
Dalej się dowiecie w następnych rozdziałach.
Zostawcie po sobie jakiś ślad.
Rozdział dla Tyni, bo chciała wredną kuzynkę ♥
Ty...ty...ty....! A kysz, a kysz ! Mhaha ! Wiedziałam, że to o kuzynce to coś do mnie się wiąże :D Ale kurde no ! Taka końcówka ?!?! Gnie cię człowieku na noc czy co ?!?! Pfffffff...ale wiedz, że jak uśmiercisz Liam'a to ja cie k**wa znajdę ! Tak, tak grożę ci, ale to moja natura zabójcy ;]
OdpowiedzUsuńPopieram wyżej podpisaną !
OdpowiedzUsuńJak uśmiercisz Liama to ja też cię dorwe ! xD
nie no ale tak na serio to błagam nie zabijaj go ! ;(
a tak ogółem fajny blog ^^