sobota, 26 maja 2012

Eighteen



„Fałszywą mi­miką twarzy, nie zak­ry­jemy praw­dzi­wych uczuć, spływających nam po policzkach.”

                                                                                                                 - Anonim

-Co ty opowiadasz, Zayn. Nie znajdę nikogo innego, ponieważ każdą dziewczynę porównuję do naszej Elisabeth.
-Wiem, że to będzie dla Ciebie trudne, ale musisz sobie dać z tym radę i pokonać to uczucie. Po pierwsze musisz spędzić trochę czasu z daleka od niej. Żebyś się trochę odzwyczaił od jej towarzystwa, bo gdy będziesz blisko niej, tym bardziej będziesz się do niej przyzwyczajał.
-Może masz rację… - zastanowił się
-Na pewno ją mam – uśmiechnąłem się i poklepałem go po ramieniu
Podszedłem do lodówki i wyciągnąłem jajka. Miałem ochotę na omlety. Co mnie na nie wzięło o godzinie drugiej po południu, to sam nie wiem.
-Dzwonił Liam, chce abyśmy przyjechali do niego za godzinę, bo ma jakieś wieści – powiedział Horan, wchodząc z solonymi paluszkami w nutelli.
-Smakuje Ci to? – zapytałem spoglądając na jego mieszankę.
-Mhm, spróbuj – powiedział i podał mi paczkę paluszków i słoik nutelli. Mówi się raz kozie śmierć. Zanurzyłem go i spróbowałem.
-Mm, faktycznie dobre. Ty to masz łeb – zaśmiałem się i podwędziłem mu połowę jego „dania”.
-Ej, moje – zbulwersował się, ale poszedł do salonu i włączył jakiś film. Poszedłem do siebie i wziąłem prysznic. Ubrałem się w <klik>  i zszedłem do chłopaków.
-Ej, co wy tak w ogóle oglądacie? – zagadnąłem stając za kanapą
-„Odyseję kosmiczną” – oznajmił Niall nie odrywając wzroku od telewizora.
-Dobrze się czujecie? – zaśmiałem się
-A… - zaczął Hazza, ale mu przerwałem
-To było pytanie retoryczne – poszedłem po colę i chwyciłem ciastko z jabłkami. – zbierać dupy! Jedziemy do Liama – odkrzyknąłem z kuchni i podszedłem do drzwi wyjściowych.
-Nooo – przeciągnął Niall
-Tak, wiem – stanąłem przy kanapie – film bardzo ekscytujący, ale ruszać się! – krzyknąłem im wprost do uszu, a potem zacząłem się śmiać. – czekam w aucie. Macie 5 minut, bo jak nie, to jadę bez was.
Wyszedłem. Odpaliłem silnik, włączyłem radio i nie minęły trzy minuty, a tych dwóch debili już siedziało w moim aucie. Hmm, ma się ten talent.
***

-Wypisują mnie. – ucieszył się Liam
-Ty serio mówisz? – zapytał niedowierzając Niall
-Serio serio – uśmiechnął się, a my podeszliśmy i go wyściskaliśmy.
-Wreszcie będziemy jak dawniej, bo serio, już mi ten szpital na nerwy działał – Liam się zaśmiał, a wtedy przyszedł lekarz.
-Ja na chwilę was wyproszę, muszę zrobić pacjentowi badania
-Dobrze – wyszliśmy i poczekaliśmy na korytarzu.
-Ej, ej, ale ja mam nadzieję, że Liam nie będzie nami pomiatał – wystraszył się Niall
-A niby dlaczego ? – zapytałem
-No bo tu personel był na każde jego zawołanie „Przynieś to…”, „Zrób to…”, „Podaj to…”.
-Haha, Niall, ogarnij łepetynkę – zaśmiał się Hazza, a nasz głodomór spiorunował go wzrokiem. W tej chwili wyszedł lekarz, spojrzał na nas, a my zdezorientowani weszliśmy do sali.
-No i co mówił? – zapytałem
-Jutro o 9:00 mogę już wyjść.
-Szybko, ale fajnie – ucieszył się Niall.
-Noo, to weźcie już moje rzeczy. Zostawię sobie jakieś ciuchy na jutro i gotowe.
-No okay. – oznajmiłem i chwyciłem torbę przyjaciela.

*Harry*

U Liama siedzieliśmy coś ponad dwie godziny. Teraz się szykuję, bo idę do klubu. Oczywiście reszta nic nie wie i może lepiej, bo bym potem miał kazanie.
Wyciągnąłem z szafy <klik> chwyciłem telefon, włożyłem go do kieszeni i wyszedłem z domu. Złapałem taksi ulicę dalej i powiedziałem kierowcy gdzie ma jechać. Wysiadłem pod klubem „HaveFun” i skierowałem się do wejścia.
-Trochę drętwo – pomyślałem, więc podszedłem do baru.
-Coś podać? – zapytał barman
-Tequilę poproszę
-Już się robi – mężczyzna na około 25 lat wyciągnął kieliszek i nalał alkohol, a ja rozglądałem się po sali. Dostrzegłem piękną blondynkę siedzącą samą przy stoliku. Wypiłem zawartość kieliszka i ze słowami „teraz albo nigdy”, podszedłem do niej.
-Cześć – zagadnąłem. Dziewczyna spojrzała na mnie.
-Hey -  posłała mi uśmiech i wskazała krzesło, bym usiadł.
-Jesteś sama? – zapytałem po chwili niezręcznej ciszy
-Tak… - spuściła głowę
-Nie możliwe. Taka ładna, a sama – puściłem jej oczko, na co ona się zaśmiała
-Nazywam się Clara – wyciągnęła rękę
-Harry… - zastanowiłem się – zatańczymy?
-Pewnie
Wstaliśmy od stolika i poszliśmy na parkiet. Leciała akurat wolna piosenka. Chwyciłem ją w biodrach, a ona swoimi rękoma oplotła moją szyję. Tańczyliśmy w rytm muzyki, tuląc się do siebie.
-Co tak w ogóle tu robisz? Znaczy, sama – zapytałem w tańcu
-Ten tydzień nie był moim najlepszym. Macocha wyrzuciła mnie z domu, pokłóciłam się z przyjaciółką, u której nocowałam, a w dodatku miesiąc temu zdradził mnie chłopak i teraz mnie tym denerwuje i próbuje wkurzyć. Dlatego chciałam się oderwać od tego wszystkiego – dziewczyna się zasmuciła
-Oj… jeśli chcesz, możemy o tym porozmawiać.
-Nie chciałabym Cię zanudzać moimi problemami
-Nie będziesz, a może Ci ulży
-Dziękuję – uśmiechnęła się – Ale to może pójdziemy gdzieś w spokojniejsze miejsce?
-Tak – podałem jej przedramię, a Clara się uśmiechnęła i mnie chwyciła. Wyszliśmy z budynku i poszliśmy do pobliskiego parku, który znajdował się nad jeziorem. Siedliśmy na ławce.
-No więc jak to było – zapytałem patrząc na koleżankę
-Oscar, z którym byłam rok, po prostu przyszedł do mnie z jakąś rudą dziewczyną i prosto z mostu powiedział, że mnie od pół roku zdradzał z nią i, że mnie już nie kocha. Załamałam się. Nie wychodziłam z domu, a macocha, która po śmierci mojego ojca uważała, że teraz jej wszystko wolno, powiedziała, że albo znajdę sobie pracę, albo mogę zacząć szukać sobie miejsca do spania. Powiedziała też, że mam 18 lat, to mam mieć pracę. Zmobilizowałam się, bo nie chciałam mieszkać pod mostem, ale rezultaty były opłakane, a tłumaczenia, że nikt póki co nie szuka pracowników nie pomogły. Półtora tygodnia temu, gdy wróciłam z autem od mechanika zobaczyłam na podjeździe swoje bagaże i inne moje rzeczy. Chwyciłam je i spakowałam do auta. Kluczami od domu rzuciłam w drzwi wejściowe i odjechałam z piskiem opon. Pojechałam do Emmy, która wcześniej powiedziała, że mogę się u niej zatrzymać… - przerwała na chwilę, więc ja skorzystałem z okazji by o coś zapytać.
-A co z Twoją biologiczną matką?
-Nigdy jej nie poznałam. Zmarła przy porodzie. Gdy miałam roczek mój tata poznał Vanessę, a dwa lata później wziął z nią ślub. Dwa lata temu, mój tata leciał samolotem do Tokyo w sprawach zawodowych. Samolot wpadł w turbulencje i rozbił się w Chinach. Od tamtego czasu Van pomiatała mną jak jakąś służącą. Nawet jej rodzony syn, którego miała z pierwszym mężem, gdy ukończył pełnoletność, wyjechał do Stanów, ponieważ nie wytrzymywał już z nią.
-Aż taka ona jest? – zdziwiłem się
-Tak… Już myślałam, by wyjechać do Eric’a, bo ma 21 lat, więc mógłby mnie przygarnąć, ale nie mam funduszy. – oczy jej się zaszkliły
-Nie musisz wyjeżdżać. Teraz masz mnie – przytuliłem ją, a ona to odwzajemniła.
-Dziękuję Ci – pocałowała mnie w policzek, a między nami coś zaiskrzyło. Może to i dziwne tak po pierwszym dniu, ale zbliżyliśmy się do siebie. Przybliżyłem się do niej, chwyciłem jej podbródek i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.
Siedzieliśmy tak do rana, wtuleni w siebie i oglądający gwiazdy odbijające się w tafli jeziora.
Zayn miał rację. Wystarczy poznać kogoś nowego i zakochać się po raz kolejny, a dalej wszystko pójdzie jak z górki. Udało mi się. W tej dziewczynie jest coś… coś co mnie do niej ciągnie. Ma śliczne niebieskie oczy, słodki i prawdziwy uśmiech. Tyle co ona przeszła, to potrafi się zniewalająco uśmiechać. Podobno ludzie, których spotkało wiele cierpień, najładniej się uśmiechają. No i zgadzam się, bo przecież wtedy cieszą się z najdrobniejszych rzeczy.
Pojechaliśmy do mojego i chłopaków domu. Była dopiero godzina 5:00 rano więc wszyscy spali. Zobaczyłem, że Lou wrócił i Lisa też była u nas. Po cichu poszedłem do siebie, przebrałem się i wróciłem na dół.
-Mm, mówiąc żebyś się czuła jak u siebie w domu, faktycznie mnie posłuchałaś – uśmiechnąłem się spoglądając na swoją dziewczynę, która robi tosty.
-Haha, tak – zaśmiała się i dała mi całusa w policzek, ale chwilę później się zasmuciła
-Co się stało ? – zapytałem
-Nic takiego. Muszę po prostu zabrać rzeczy od Emmy, bo kazała mi się wynosić.
-Och, a co potem? – zapytałem ale usłyszałem, że ktoś schodzi po schodach na dół.
-Heeeeeey – przeciągnęła się zaspana Elisabeth
-Hey – uśmiechnąłem się do niej
-Cześć – powiedziała nieśmiało Clara
-O witaj, jestem Elisabeth, ale dla przyjaciół Lisa – uśmiechnęła się i podała rękę na przywitanie mojej dziewczynie
-Clara
-Co tak wczas robicie? – zapytała nalewając sobie wody do szklanki
-Śniadanie – zaśmiała się moja towarzyszka
-Mm, ładnie pachnie, ale wiesz, że jak reszta się obudzi, a szczególnie Niall to nic nie zostanie? Ja tylko tak ostrzegam, hahaha
-Okay, zapamiętam na przyszłość :D – dziewczyny się zaśmiały. Chyba się polubiły. Uff, to dobrze :) Pocałowałem Clarę, a Lisa krzyknęła. Spojrzałem na nią z miną „WTF”
-Czekajcie. Zróbcie tak jak wcześniej, a ja Wam zrobię zdjęcie, bo to słodko wyglądało – uśmiechnęła się i chwyciła iPhone’a. – Oookaaaay… GOTOWE! – krzyknęła i pokazała zdjęcie <klik> 
-Aww – zachwyciła się Clara, a ja się uśmiechnąłem.

******************************************

Wybaczcie po raz kolejny, za tak długą nieobecność, ale nauczyciele jak na złość się uwzięli z tymi kartkówkami na koniec… Grr, ale na szczęście już się uspokaja. ;)
Mam nadzieję, że Wam się podoba ;*

♥Peace&Love♥

sobota, 19 maja 2012

Seventeenth


„Powiedz mi, kim są twoi przyjaciele, a powiem ci, kim jesteś.”

- Ernest Hemingway
Wreszcie się od siebie oderwaliśmy, a ja wiedziałam, że to jego kocham i tylko jego. Przy nim czułam się bezpiecznie, czułam się potrzebna. Wiedziałam, że akceptuje całą mnie, a moje wady mu wcale nie przeszkadzały. Na tym polega miłość, na wzajemnym akceptowaniu się i ufaniu sobie.
- Jesteś naprawdę niesamowitą dziewczyną – powiedział patrząc mi w oczy, a dłońmi trzymając moją twarz
-Dziękuję – posłałam mu uśmiech i pocałowałam w policzek
-To może… przejdziemy się gdzieś? – zapytał
-Z chęcią – odpowiedziałam pewnie i wyszliśmy. Noc była naprawdę piękna. Gwiazdy świeciły bardzo jasno, a ja spacerowałam w ich świetle z chłopakiem, którego kocham i, na którym mi zależy.
-Muszę Ci coś powiedzieć – oznajmił po chwili
-Co takiego? – zapytałam i spojrzałam na Lou. Stał bokiem do mnie i patrzał się w przestrzeń.
-Za trzy tygodnie jedziemy w trasę. – zasmuciłam się
-Tak szybko?
-Tak, ale wrócę szybciej niż Ci się wydaje, słońce – spojrzał na mnie i się uśmiechnął
-Na jak długo? – zapytałam, bojąc się odpowiedzi
-Na sześć miesięcy.
-Och… - spojrzałam na ziemię – no cóż, fani są najważniejsi – uśmiechnęłam się, a on to odwzajemnił.
-Chodź – chwycił mnie za rękę i poszliśmy do limuzyny
-Gdzie mnie zabierasz?
-W pewnie miejsce – zrobił cwany uśmieszek, a ja zastanawiałam się co on znów wymyślił.
-No dobrze
Jechaliśmy około godziny, a ja byłam już porządnie zmęczona. Była już 23:18, a my nadal jechaliśmy. Po około dziesięciu minutach, pojazd się zatrzymał.
-Gdzie jesteśmy? – zapytałam wysiadając
-W Streatley – oznajmił i kierowaliśmy się ku bardzo ładnemu hotelowi ‘The Swan’. Weszliśmy do środka.
-W czym mogę pomóc? – zapytała starsza kobieta, miała na oko z 54 lata.
-Chcielibyśmy odebrać klucz – oznajmił Tommo
-Nazwisko? – zapytała kartkując jakiś zeszyt
-Tomlinson
-Ach, tak. Proszę. Piętro pierwsze, pokój numer 15. – odpowiedziała i podała nam złoty klucz.
-Dziękujemy – poszliśmy schodami na górę i znaleźliśmy pokój. Gdy Louis go otwarł, zaniemówiłam z wrażenia. Wszystko było takie piękne. Klasyka połączona z nowoczesnością, wygodą i stylem. Nasz pokój miał jedno podwójne łóżko i widok na jezioro. Podeszłam do drzwi balkonowych i je otwarłam na oścież. Wyszłam na balkon, złapałam się poręczy i napajałam się tym powietrzem.
-Podoba Ci się? – zapytał mój chłopak, podchodząc do mnie od tyłu i obejmując mnie w pasie.
-I to bardzo – odchyliłam głowę do tyłu i dałam mu buziaka – dziękuję – odwróciłam się przodem do niego.
-Dla Ciebie wszystko. – uśmiechnął się i wziął mnie na ręce. Wniósł mnie do środka i delikatnie położył na łóżku. Zaczął mnie całować po szyi, po policzkach i skończyło się na ustach. Niestety byłam tak wyczerpana, że nie kontaktowałam już wystarczająco dobrze. – coś się stało? – zapytał
-Jestem bardzo zmęczona – powiedziałam ze smutkiem.
-Dobrze, tu jest łazienka – wskazał na drzwi – w środku znajdziesz pudełeczko, w którym kupiłem Ci pewien prezent, a na szafce pod oknem, są Twoje ubrania na jutro
-Skąd tu moje ubrania? – zapytałam podejrzewając go
-A no wiesz, poprosiłem Twoją mamę, by przekazała je Arthurowi, czyli naszemu kierowcy.
-Moja mama o tym wszystkim wiedziała? – zapytałam zszokowana, ale lekko rozbawiona
-Nie… znaczy, dowiedziała się, że to moja sprawka, jak byłaś w drodze. Wie, że tutaj zostajemy, więc się nie przejmuj – pocałował mnie w czoło, a ja poszłam się umyć.
Wzięłam długi prysznic, mm, ale przyjemnie. Owinęłam się w ręcznik i zaczęłam myć zęby. Dostrzegłam to pudełeczko, o którym wspominał Lou. Było pastelowo różowe, przewiązane białą, aksamitną wstążką. Wypłukałam zęby i sięgnęłam po prezent. Gdy go otworzyłam, o mało nie zaczęłam się śmiać. Ten Tomlinson, to ma pomysły. Kupił mi <klik> . Dobrze, założyłam to, ale gdy spojrzałam w lustro, to śmiać mi się chciało jeszcze bardziej. Wyszłam.
-Ykhrym – chrząknęłam, stojąc w drzwiach łazienki oparta lewą ręką o framugę. Loui się spojrzał.
-Wow – ledwo wykrztusił i wlepił się we mnie jakbym była jakimś obrazkiem. Zaśmiałam się cicho i podeszłam do łóżka. Położyłam się i przykryłam kołdrą.
-Dobranoc – oznajmiłam i zamknęłam oczy
-Nie, nie śpij. Ja za chwilę wrócę – powiedział i poleciał do łazienki. Miałam zamknięte oczy, ale jakoś nie usnęłam. Chłopak wrócił po 20 minutach i położył się obok.
-No wreszcie – odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam
-A jednak czekałaś – zaśmiał się, a ja wystawiłam mu język
-No to przyszedłeś, więc mogę iść spać. Papa – przykryłam się kołdrą pod samą szyję i w nią wtuliłam.
-A buzi na dobranoc? – otwarłam jedno oko i zobaczyłam, że robi dziubka
-Mua, proszę
-No – ucieszył się, a ja zamknęłam oczy. Po chwili poczułam jego ciepłą rękę na mojej talii, było tak przyjemnie, że usnęłam szybciej niż kiedykolwiek.

*Rano*

-Hej słońce – przywitały mnie promienie słoneczne i buziak od Lou
-No heeey – przeciągnęłam się i wtuliłam w swojego chłopaka
-Od razu lepiej – zaśmiał się,  a ja zaczęłam go łaskotać
-Hahaha, nie, proszę. Lisa, nie! Hahaha, dobrze wiesz, że mam łaskotki! Hahaha – śmiał się jak opętany, ale za to ja miałam niezły ubaw. – dzięki – odetchnął gdy skończyłam i przyciągnął mnie do siebie.
-Jak Ci się spało? – zapytałam
-Z tobą? Wyśmienicie – uśmiechnął się szeroko, a ja mu się przyglądałam – co jest? Jestem gdzieś brudny, czy coś?
-Nie, nie – uśmiechnęłam się i pobiegłam do łazienki. Ubrałam rzeczy co miałam przywiezione <klik> i weszłam do sypialni.
-To co dziś będziemy robić? – zapytałam
-Hmm, a na co masz ochotę?
-Nie wiem ;) Zaproponuj coś, a ja się dostosuję – skoczyłam na łóżko i patrzałam się na Tommo, jak myśli co by dziś robić.
-O 17:00 będziemy musieli już wracać, więc mamy siedem i pół godziny. Możemy iść popływać, jeśli chcesz, potem skoczymy do jakiejś restauracji na obiad, a przed wyjazdem możemy iść zwiedzić okolicę.
-Szybko wymyśliłeś :) Podoba mi się – poparłam pomysł. W tej chwili ktoś zapukał do drzwi. Wstałam by otworzyć i jak się okazało, był to kelner. Tak, przyniósł nam śniadanie do pokoju.
-Nie wiedziałam, że można tak sobie zamówić – powiedziałam podając stolik na łóżko, Lou.
-Bo nie można – cicho się zaśmiał – zrobili to na moje życzenie, bo powiedziałem, że chcę zrobić jak najlepsze wrażenie na dziewczynie.
-Aww… nie musiałeś – musnęłam jego usta i zabraliśmy się za jedzenie.
Śniadanie było naprawdę pyszne, ale nie można jeść wieczność. W pobliskim butiku kupiłam sobie strój kąpielowy <klik> . Nie jest jakiś super, ale do pływania w sam raz. Poszłam się w niego przebrać i zeszliśmy na basen. Spędziliśmy w nim około dwóch godzin. Wróciliśmy do pokoju, przebraliśmy się w ubrania i poszliśmy na miasto, poszukać jakiejś dobrej restauracji.
Kilka ulic dalej znaleźliśmy jakąś nowo otwartą, bo istnieje od jakichś dwóch tygodni. Zaryzykowaliśmy i zamówiliśmy pieczonego kurczaka z ryżem i sosem słodko-kwaśnym.
-No, a więc mamy jeszcze trzy godziny. Spacer? – zapytałam, gdy już skończyliśmy posiłek.
-Pewnie – chłopak się uśmiechnął i wstaliśmy od stołu.
Wyszliśmy na dwór i spacerowaliśmy wzdłuż jeziora.

*Zayn*

-Chłopaki! Gdzie jest Lou? – krzyknąłem na cały dom.
-No nie wiesz? – zapytał Niall, wyciągając sok pomarańczowy z lodówki
-Nie, wiem, że wczoraj gdzieś wyszedł, ale nic poza tym – oznajmiłem zdezorientowany. Co ja takiego robiłem, że nie słyszałem.
-Powiedział tylko, że zabiera gdzieś Lisę – powiedział jakby przygnębiony Harry.
-Mhm – mruknąłem i podszedłem do kumpla, który siedział na kanapie przegryzając chipsy. – Co się dzieje? – zapytałem
-Nic – odpowiedział oschle
-Harry, możesz mi powiedzieć
-Oni teraz się pewnie dobrze bawią, a ona już jest jego… - syknął oschle, patrząc się na miskę z chrupkami.
-Już wiem co jest grane. Bardzo Ci na niej zależy?
-Nawet nie wiesz jak – spojrzał na mnie
-Stary, wiesz, że nic nie możesz zrobić. Jeśli on kocha ją, a ona jego, to będą szczęśliwi i nie możesz już nic zrobić. Prawdziwej miłości nic nie zepsuje.
-Wiem to…
-No więc pozostaje tylko jeden sposób byś sobie z tym poradził
-Jaki? – zapytał zaciekawiony
-Musisz znaleźć sobie drugą połówkę.

****************************************

No i jak?
Swoje opinie pozostawiajcie w komentarzach :)

P.S. Wybaczcie tą moją długą nieobecność, ale miałam kilka sprawdzianów w tym tygodniu. Niby koniec roku szkolnego się zbliża, ale z powodu tylu materiałów co zdążyliśmy zrobić, to musieliśmy też z tego napisać testy. 

♥Peace&Love♥

czwartek, 10 maja 2012

Sixteenth


„Bo ktoś sprawia, że ten uśmiech mimo wszystko się pojawia.”

                      - Anonim

-Mm, to było pyszne. Jak dobrze mieć kucharza w rodzinie – zaśmiałam się
-To cud miód i orzeszki – oznajmił całkiem poważnie wujek, ale długo ze swoją powagą nie wytrzymał. Popadł w wielki atak śmiechu, co udzieliło się także mnie.
-Jakie plany na dziś? – zapytałam gdy wreszcie się uspokoiliśmy
-Za godzinę odbiorę Emily, a potem może wybiorę się do siłowni.
-No, całkiem niezły pomysł – przyznałam rację i zaniosłam talerze do kuchni.
-Tak uważasz?
-Pewnie! Przecież nie będziesz całe życie harował jak baba przy garach. Jesteś szefem kuchni najlepszej restauracji w Australii, więc należy Ci się trochę „męskiej” gimnastyki – uśmiechnęłam się i siadłam w salonie. Wuj poszedł po torbę sportową do sypialni i pół godziny później pojechał po Emily. Podrzucił ją tylko do nas i pojechał do klubu sportowego. Usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi i ujrzałam jednego buta lecącego w powietrzu.
-Ej, laska! Nie jesteś u siebie, więc szanuj cudze rzeczy! – krzyknęłam na kuzynkę, bo nie będzie swobodnie obdzierała ścian butami i niszczyła framugi. Tego jeszcze by brakowało.
-A tobie co do tego. Nie ty za to płaciłaś.
-Właśnie, moja mama, więc szanuj co nie Twoje! – wstałam i podeszłam do niej.
-Znalazła się święta…  -prychnęła Em i siadła na blacie w kuchni popijając wodę.
-Nie jestem Twoją matką, ale to mój dom i moje własności, a póki nikogo nie ma, to ja tu rządzę – powiedziałam w miarę spokojnie – więc zejdź łaskawie ze swoim tyłkiem z blatu i do swojego pokoju. – zachowałam zimną krew i co mnie zdziwiło: posłuchała mnie.
-Wow, dobra jestem – pomyślałam i z zacieszem wróciłam do salonu i włączyłam MTV.
Nie minęła godzina i wróciła mama ze swoją siostrą. Powiedziała tylko coś na ucho do cioci Christy i podeszła do mnie.
-Liso, chciałabym z Tobą porozmawiać – zaczęła, a ja wyłączyłam telewizor.
-Słucham – siadłam przodem do niej.
-Przemyślałam wczoraj wszystko i pochopnie zareagowałam. Po prostu chciałam mieć spokój od Emily. Miałaś rację, ona nie jest taka słodziutka. Przepraszam Cię bardzo. – zakończyła mama, a ja ją przytuliłam – czyli mi wybaczasz to? –zapytała
-Tak – uśmiechnęłam się do niej – czyli nie mam szlabanu?
-Oczywiście, że nie kochanie – pocałowała mnie w policzek i skierowała się do kuchni.
-Wujek zrobił więcej omletów. Odgrzejcie sobie – krzyknęłam z pokoju. Poszłam do pokoju i weszłam na Twitter’a. Napisałam wpis.

„Czy może być lepiej?;) Zapowiada się niesamowity dzień, a to dopiero początek.”

Wylogowałam się i dostałam sms’a od mamy. Tak, wysoko trochę więc po co wchodzić taki kawał na chwilę, a krzyk nic nie da. Napisała, że jedzie do sklepu i czy czegoś nie potrzebuję. Odpisałam szybko, że nie. Zalogowałam się jeszcze na Facebook’a, ale tam jakieś nudy ostatnio panują. Położyłam się na ziemi i zasnęłam.
-Elisabeth, obudź się. Coś do Ciebie – powiedziała mama i podała mi małą kopertę. Zobaczyłam, która godzina.
-Co?! Spałam dwie godziny? Nieźle. – powiedziałam sama do siebie, po czym otworzyłam kopertę. Było w niej coś na wzór zaproszenia. Gdy otwarłam karteczkę ujrzałam napisaną kaligrafią treść, co najlepsze – ręcznie. Ten ktoś musiał się napracować.

Droga Elisabeth,

Mam zaszczyt zaprosić Cię na dzisiejszy bal, który odbędzie się o godzinie 20:00. O 19:30 przyjedzie do Ciebie ktoś, by Cię zawieść na miejsce. Nie bój się, nic Ci się nie stanie, wystarczy, że mi zaufasz i się zjawisz.

Tajemniczy

-Iść czy nie? Hmm, jakoś coś mi podpowiada, żebym poszła. Może warto zaryzykować? Trudno! Pójdę ;) – zadecydowałam na głos i zeszłam do mamy. Powiedziałam jej o wszystkim. Nie była pewna do tego by mnie puścić, ale po długich namowach wreszcie się zgodziła. Jestem godzinę w plecy, ale wciąż mam cztery godziny.

***

-Mamo! – krzyknęłam z garderoby, ale na marne. Wyszłam na schody i powtórzyłam – MAMO!
-Co się dzieje? – przybiegła jak najszybciej mogła.
-Nie wiem co na siebie ubrać. Za półtorej godziny ktoś po mnie przyjedzie, a ja nie gotowa i nie wiem co na siebie ubrać.
-Najpierw – zaczęła – wytrzyj włosy, bo dywan będzie mokry – podała ręcznik, a ja zaczęłam w niego moje mokre kosmyki.
-No dobra, dobra, ale co założyć – zaczęłam się zastanawiać przed kącikiem z sukienkami.
-Może tą? – pokazała turkusową sukienkę za kolana.
-Nie, to jest bal, więc coś z dłuższych. – wyciągnęłam limonkową i bordową, ale żadna mi nie pasowała. Usiadłam zrezygnowana z nimi na ziemi i nie wiedziałam co robić.
-Poczekaj, chyba coś mam. – wyszła i wróciła po pięciu minutach z dużym pudłem.
-Co to takiego? – zapytałam wstając z podłogi.
-Kupiłam to dla Ciebie na bal ostatnich klas, ale ta okazja chyba bardziej się nadaje – uśmiechnęła się do mnie, a ja wzięłam od mamy pudło i poszłam z nim na łóżko. Zdjęłam górną pokrywę i wyciągnęłam z niego piękną sukienkę z butami i torebką <klik>  
-Och mamo! – rzuciłam jej się na szyję – jest piękna! – oczy mi lśniły na jej widok.
-Nie ma za co, kochanie – dała mi buziaka w czoło i wyszła.
Na początek zrobiłam fryzurę <kilk>, następnie makijaż. Postawiłam na naturalność, więc lekko podkreśliłam oko <klik> a usta musnęłam jaśniejszym balsamem <klik>. Miałam jeszcze pół godziny, więc na spokoju zeszłam na dół.
-Wow, Lisa, wyglądasz prześlicznie – powiedziała mama.
-Dziękuję

***

-Elisabeth, po ciebie – oznajmiła mama, a ja wyszłam przed dom. Na podjeździe zobaczyłam czarną limuzynę, a przy otwartych drzwiach stał jakiś mężczyzna.
-Zapraszam do środka – podał mi rękę i wsiadłam. Jechaliśmy przez dłuższy czas. Gdy wysiadłam, moim oczom ukazał się pałac <klik>  
-WOW – ledwo wydusiłam z siebie. Szofer zaprowadził mnie do środka i zostawił po prostu samą. Usłyszałam jak ktoś gra na pianinie. Kierowałam się tam, skąd ta muzyka przybywa. Otwarłam wielkie drzwi i weszłam do środka. Widok był nieziemski <klik>, a to, że grał Louis zdziwiło mnie jeszcze bardziej.
Podeszłam niepewnie i stanęłam za nim. Chłopak się odwrócił i uśmiechnął do mnie.
-Witaj, Elisabeth – wstał i musnął ustami moją dłoń. – wyglądasz przepięknie
-Witaj, Tajemniczy – uśmiechnęłam się, ale zorientowałam się, że nikogo oprócz nas nie ma, a po środku sali balowej stoi okrągły stolik nakryty dla dwóch osób <klik> – postarałeś się
-Wszystko dla Ciebie, a, byś przyszła, musiałem skombinować, że będzie bal, gdyż inaczej na pewno byś się nie zgodziła przyjść, gdyby ktoś napisał, że będziecie we dwoje. – oznajmił na jednym wdechu, na co ja się cicho zaśmiałam
-Tak, to by było podejrzane. Ale z jakiej to okazji? – zapytałam
-Umm… - zmieszał się – tak po prostu. Zapraszam do stołu.
Zaprowadził mnie, odsunął mi krzesło i usiedliśmy. Usłyszałam w tle cichą muzykę. Od razu ją poznałam, była to piosenka, przy której poznali się moi rodzice. Mama zawsze ją słucha, gdy zatęskni za tatą, ona daje jej siłę i wiarę. <Richard Marx – Right Here Waiting> 
-Lou… - zaczęłam, a chłopak spojrzał się na mnie – to wszystko… jest niesamowite, ale co jest tego powodem ?
-A mogę odpowiedzieć na to trochę później? – zapytał nieśmiało
-Owszem – posłałam mu uśmiech i kontynuowaliśmy posiłek.
Po skończonej kolacji i po obgadaniu różnych tematów, śmianiu się z wygłupów Lou i wpadek jakie nam się wydarzyły, Tomlinson poprosił mnie do tańca. Stanęliśmy na parkiecie a z głośników poleciała moja ulubiona piosenka, skąd on wiedział, że tak ją cenię? A dokładniej była nią Aerosmith – I Don’t Wanna Miss a Thing (Od aut. Przed dalszym czytaniem włączcie ją, klikając w link)
-Twoja ulubiona, prawda? – zapytał uśmiechając się
-Tak… - rozmarzyłam się, patrząc w jego cudne oczy. Zaraz, co ja znów mówię – skąd wiedziałeś?  - zapytałam, gdy wreszcie oprzytomniałam.
-Mam swoje źródła… - przerwał. Wiedziałam, że coś go trapi.
-Loui, co się dzieje?
-Bo… - przerwaliśmy taniec, ale nadal mnie obejmował - …Jesteś niesamowitą dziewczyną. Nie potrafię przetrwać dnia, bez myślenia o tobie. Jesteś dla mnie jak mój własny tlen, znaczysz dla mnie więcej niż cokolwiek. Jesteś wszystkim czego potrzebuję i pragnę. Gdy Cię widzę, promienieję i świat nagle staje się dla mnie najlepszym miejscem jakie może istnieć, gdy zamknę oczy, zapominam o wszystkim, mam pustkę w głowie, a w niej tylko Twój obraz, Twój zapach, Twoje ciepło, Twój uśmiech… Twoje piękne, brązowe oczy, czuję Twoją bliskość. Jedyne co mi wtedy brakuje, to tylko Twojej osoby. Kocham Cię, Elisabeth. – zakończył tymi słowami, a mi łza popłynęła po policzku. Tak, to był ten moment.
-Ja… Ja Ciebie też Kocham, Louis – oznajmiłam, a chłopak rozpromieniał. Prawą dłoń miał na mojej talii, a lewą chwycił mój policzek, lekko go pogłaskał, swój wzrok wtopił w moje oczy, spojrzał się na moje usta, następnie znów w oczy, przechylił głowę, przybliżył się powoli i delikatnie pocałował. Miałam wrażenie jakby ta chwila trwała wieczność i chciałam by tak było. Zatopiłam się w jego pocałunku i pragnęłam, tak pozostać na zawsze…

****************************************

I jak? Ja szczerze mówiąc, pisząc końcówkę się zbyt rozmarzyłam :D
W komentarzach piszcie, czy Wam się podobało ;*

♥ Peace&Love ♥

poniedziałek, 7 maja 2012

Fifteenth


„Widok szczęśliwej osoby, na której nam zależy, daje nam więcej ciepła w sercu niż cokolwiek innego…”


                                                                                                                     -Meghan


Miałam dwie godziny, więc spokojnie mogłam się przygotować. Oznajmiłam wujkowi, że wyjdę wieczorem na spacer i żeby się nie martwił, bo nie będę późno. Nalałam wody do wanny i weszłam do niej. Miałam chwilę na relaks. Mm, to było bardzo… odprężające i widocznie tego dziś potrzebowałam. Spędziłam tak około godziny. Ubrania już miałam w łazience, więc tylko się w nie ubrałam <klik> a włosy spięłam w eleganckiego kucyka. Zeszłam do kuchni, chwyciłam jabłko i wyszłam na mostek. Stojąc tak, przegryzając owoc i opierając się o poręcz, zastanawiałam się nad wszystkim co mi się przytrafiło. Niestety długo moje przemyślenia nie potrwały, bo ktoś mnie poklepał po ramieniu.
-Idziemy? – zapytał z troską Harry
-Tak, ale… - nie pasowała mi jedna rzecz – gdzie reszta?
-Ee, wiesz. To taka śmieszna historia – podrapał się po karku – Jak byliśmy w Wal-Mart’cie, zaczepiły nas dwie dziewczyny. Nie sądzę by były fankami, bo się tak nie zachowywały, albo po prostu były dobrymi aktorkami. No i zaczęła się konwersacja. W taki oto sposób naszych dwóch chłopaczków umówiło się na dziś wieczór.
-I ty zostałeś sam? – zapytałam trochę nie wierząc w tą historyjkę
-Yeah, znaczy sam na wieczór, a skoro mieliśmy we czwórkę iść na spacer, to nie wypada tak Ciebie wystawić, więc przyszedłem – uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
-No więc idziemy – szczerze się uśmiechnęłam, a Hazza podał mi rękę, bym się go chwyciła pod depo.
-No to co u Ciebie słychać, Liso? – zagadnął
-Wszystko po staremu. Oprócz tego, że jeszcze przez półtora tygodnia zostaje u mnie kuzynka. Nie wytrzymuję z nią minuty, a co dopiero kilkanaście dni! – załamałam się
-Oj sweetie, może powinnaś ją tylko lepiej poznać – spojrzał mi w oczy, a ja nie wiedziałam czy zacząć się śmiać czy płakać
-Harry, czy ty siebie słyszysz? – zapytałam niepewnie
-Tak, przecież ona nie może być aż taka zła.
-Ech, chyba faktycznie tobie to dzisiejsze słoneczko za bardzo przygrzało :P – zaśmiałam się, a Styles zaczął mnie łaskotać. –Proszę! Dość! Hahaha, nie mogę oddychać! – tak się śmiałam, że wylądowaliśmy na ziemi w parku. Nie pamiętam kiedy tutaj doszliśmy.
-Przeprosisz? – pokazał rząd swoich śnieżnobiałych zębów i był dosłownie dziesięć centymetrów nade mną.
-Nie wiem, nie wiem – zaczęłam się z nim droczyć
-Jeszcze tego pożałujesz :D
-Hahahaha, Harry! To naprawdę łaskocze! Błagam Cię.
-Przeproś
-Nie :P
-No to nie pozostaje mi nic innego, jak…- przybliżył się do mnie i pocałował mnie w szyję, po czym mnie puścił.
-Umm, coś tu mi nie pasuje – powiedziałam wstając z ziemi i otrzepując się ze świeżo skoszonej trawy. – to ja miałam Ciebie przeprosić – zaśmiałam się
-Noo, to poproszę buziaka – wskazał na swój policzek
-Haha, jasne jasne – poklepałam go dłonią we wskazane miejsce i skierowałam się w stronę ogłoszenia na słupie.
-Co piszą? – zapytał Styles, podchodząc do mnie
-Dziś otwarli nowe wesołe miasteczko – oznajmiłam, a na naszych twarzach pojawiły się wiele mówiące uśmiechy. Hazza złapał mnie za rękę i polecieliśmy ulicę dalej, gdzie odbywała się cała „impreza” z okazji otwarcia, czyli w dzisiejszym dniu karnety są sprzedawane za połowę ceny.
Pięć minut później byliśmy na miejscu. Stanęliśmy w kolejce po bilety i wreszcie mogliśmy wejść.
-To co na początek? – zapytałam, kierując wzrok na Colossus’a <klik> Całe wesołe miasteczko, bardzo przypominało Thorpe Park, co znajduje się w Chertsey, niedaleko Londynu.
-Myślisz, że dasz radę dziewczynko? – zaśmiał się Hazza
-No zobaczymy, kto pierwszy wymięknie chłopczyku!
-Rękawica rzucona – uśmiechnął się, a jego dołeczki automatycznie się ukazały.
Po chwili siedzieliśmy już w wagoniku na przodzie i czekaliśmy, aż maszyna ruszy. Zachowałam kamienną twarz. Nie minęły dwie minuty, a poczułam jak zaczynamy się ruszać. Szybciej, szybciej i szybciej. Po 10 minutach zatrzymaliśmy się, a Harry’ego wcale to nie ruszyło, tak jak mnie. Grr, cwaniak.
-To teraz moja kolej – powiedział i wskazał na coś, co nie mam pojęcia jak się nazywa. Siedzenia były ułożone w kole, a ludzie siedzieli przodem do siebie. Kula z miejscami siedzącymi kręciła się wokół własnej osi, a ona była przymocowana do czegoś przypominającego kij, który obracał całością do góry nogami. Tak, wiem, pokręcone, ale co mi tam, ja uwielbiam adrenalinę, czego nasze Hazziątko nie wie :D
-No nie wierzę. Co ty bez uczuć? – zapytał towarzysz, na co ja się zaśmiałam
-Nie, uczucia mam, ale takie nic na mnie wrażenia nie robi – uśmiechnęłam się i poszliśmy do domu strachów. Po godzinie straciliśmy rachubę czasu i zapomnieliśmy o naszym zakładzie. Spędziliśmy wspaniały wieczór. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy, ale ja nie oczekuję nic. O 21:30 zaczęliśmy się zbierać. Było bardzo ciepło, a księżyc świecił sto razy jaśniej niż zwykle. Spokój, który panował na ulicy był wręcz podejrzany, ale… podobał mi się.
Zatrzymaliśmy się, a raczej on mnie zatrzymał. Stanął na wprost mnie, złapał mnie za ręce i lekko przyciągnął do siebie.
-Jesteś wspaniałą dziewczyną, o której nie potrafię przestać myśleć. Baby, you light up my world like anybody else. – wpatrywałam się w jego zielone oczy. Miałam totalny mętlik w głowie. To co powiedział, było takie prawdziwe…
-Harry… - zaczęłam
-Odkąd Cię po raz pierwszy ujrzałem, zakochałem się w Tobie. – tak, te słowa uświadomiły mi jedną rzecz.
-To bardzo miłe z twojej strony… - nie pozwolono mi dokończyć, gdyż złożył na moich ustach pocałunek. Jego usta były takie delikatne, ale wiedziałam, że robię błąd. Odsunęłam się od niego, a w moich oczach automatycznie pojawiły się łzy.
-Zrobiłem coś nie tak? – zapytał wycierając łzy z moich policzków
-Nie, to raczej ja zawiniłam. – nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy, uciekałam wzrokiem, patrzałam się w ziemię, tak, jak gdyby tam była droga do ucieczki. Złapał delikatnie mój podbródek i podniósł go tak, bym na niego spojrzała.
-Ale ty? W czym?
-Uświadomiłam sobie, że… - nie potrafiłam dokończyć – …proszę, wracajmy już. – zmieniłam temat

*Harry*

 Widziałem, że coś jest nie tak, że nie chce powiedzieć, dlatego też nie pytałem dalej. Pośpieszyłem się, nie powinienem. Ughr, głupek ze mnie. Co ja sobie myślałem? Że pocałuję ją, ona to odwzajemni i będziemy żyć razem do końca naszych wspólnych dni? Żałosne. JA jestem żałosny. Odprowadziłem ją do domu. Szliśmy w całkowitej ciszy.
-Dobranoc, Harry – powiedziała, a ja ją odprowadziłem wzrokiem do drzwi. Gdy one się zamknęły, wróciłem do siebie. Wsiadłem w metro i pojechałem. W domu byłem o 22:14.
W domu nikogo nie zastałem. Tak, Zayn z Niall’em są na randkach i pewnie świetnie się bawią. Pff, mam już dość tego wszystkiego! Nie wytrzymam ani chwili dłużej. Kocham ją, ale nic nie mogę zrobić, bo w końcu to nie tylko ode mnie zależy. Teraz jedyne co mogę, to być jak najlepszym przyjacielem. Tak, Harry – odpuść sobie tą dziewczynę.

*Liam*

Jejku, chyba jeszcze nigdy mi się tak nie nudziło. Mam ochotę powyrywać sobie te wszystkie wenflony i wylecieć na dwór by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Wszystkie mięśnie mnie bolą od tego leżenia. Na całe szczęście lekarz mówił, że jutro przyjdzie ktoś od rehabilitacji i pomoże mi przy pierwszych krokach. Lou to ma się dobrze. Jutro wychodzi, a ja tu pewnie jeszcze pobędę z miesiąc. Ech, mam nadzieję, że jednak nie. Usłyszałem otwieranie drzwi i ktoś powoli zaczął wchodzić.
-Psst, śpisz? – zapytał przyjaciel
-Nie, coś ty. – oznajmiłem i zapaliłem małą lampkę przy łóżku
-To dobrze. Nie mogę spać. – usiadł na fotelu pod oknem. Tak, są dwa fotele i stolik. Ściany, owszem, są białe, ale na tej z oknem są bordowe dodatki. Cudnie, czyż nie? Przynajmniej nie jest tak… odrzucająco, ale wręcz przeciwnie – przytulnie.
-Ja tak samo. Coś mi nie pozwala. – zamyśliłem się
-A mi ktoś… - Lou odwrócił głowę w stronę okna i patrzał się na panoramę Londynu. Jedyny plus tej sali jest taki, że po tej stronie budynku nie ma innych budowli, tylko małe jeziorko, a w oddali widać malutki Tower Bridge.
-Ej, Tommo, nie zadręczaj się. Jeśli tak Ci na niej bardzo zależy, to może zrób coś dla niej. Jutro rano wychodzisz, więc postaraj się o coś. Dziewczyny lecą na takie bajery – puściłem mu oczko, a on się uśmiechnął.
-Wiesz Liam ? Masz rację. Nawet wiem co mógłbym zrobić i co wypali.
-Mhm, znam tę minę. Coś kombinujesz ;)
-Jak ty mnie znasz – zaśmiał się, a ja razem z nim.
-To jak twój plan się uda, to daj mi znać. Chcę wiedzieć co mój kumpel wymyślił – uśmiechnąłem się ale po tym ziewnąłem zmęczony.
-Nie ma sprawy. To ja idę do siebie, a ty śpij. Dobranoc – powiedział zamykając drzwi.
-Aaaah, dobranoc – zgasiłem lampkę i ułożyłem się wygodniej.

*Elisabeth*

Obudziłam się o 09:09. Cóż za świetna godzina, ciekawe kto o mnie myśli. Zaśmiałam się w duchu i poszłam do łazienki. Wykonałam poranne czynności i ubrałam <klik> . Nałożyłam tylko mascarę na rzęsy, lekko podkreśliłam oko czarną kredką i na usta nałożyłam bezbarwny błyszczyk. Tak zeszłam na dół i poczułam piękny zapach.
-Mm, co tak ładnie pachnie? – zapytałam wujka, który pichcił coś na patelni.
-To omlety po francusku – uśmiechnął się
- J'attends le résultat final (tł. *to czekam na efekt końcowy*) – jednak francuski mi się przydał. Zawsze uwielbiałam ten język, więc może to było powodem dlaczego go wybrałam jako język dodatkowy.
-Za chwilę będą gotowe. Zapraszam do jadalni – powiedział niczym kelner, a ja poszłam siąść.

***************************************

I jak wam się podoba? Mam nadzieję, że tak, ale każdy ma swój gust i upodobanie. Szczerze i bez bicia przyznaję, że mi się ten rozdział również podoba. No co ze mną? ;]
Zapraszam do komentowania i wyrażania własnej opinii.

Peace&Love ♥