czwartek, 10 maja 2012

Sixteenth


„Bo ktoś sprawia, że ten uśmiech mimo wszystko się pojawia.”

                      - Anonim

-Mm, to było pyszne. Jak dobrze mieć kucharza w rodzinie – zaśmiałam się
-To cud miód i orzeszki – oznajmił całkiem poważnie wujek, ale długo ze swoją powagą nie wytrzymał. Popadł w wielki atak śmiechu, co udzieliło się także mnie.
-Jakie plany na dziś? – zapytałam gdy wreszcie się uspokoiliśmy
-Za godzinę odbiorę Emily, a potem może wybiorę się do siłowni.
-No, całkiem niezły pomysł – przyznałam rację i zaniosłam talerze do kuchni.
-Tak uważasz?
-Pewnie! Przecież nie będziesz całe życie harował jak baba przy garach. Jesteś szefem kuchni najlepszej restauracji w Australii, więc należy Ci się trochę „męskiej” gimnastyki – uśmiechnęłam się i siadłam w salonie. Wuj poszedł po torbę sportową do sypialni i pół godziny później pojechał po Emily. Podrzucił ją tylko do nas i pojechał do klubu sportowego. Usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi i ujrzałam jednego buta lecącego w powietrzu.
-Ej, laska! Nie jesteś u siebie, więc szanuj cudze rzeczy! – krzyknęłam na kuzynkę, bo nie będzie swobodnie obdzierała ścian butami i niszczyła framugi. Tego jeszcze by brakowało.
-A tobie co do tego. Nie ty za to płaciłaś.
-Właśnie, moja mama, więc szanuj co nie Twoje! – wstałam i podeszłam do niej.
-Znalazła się święta…  -prychnęła Em i siadła na blacie w kuchni popijając wodę.
-Nie jestem Twoją matką, ale to mój dom i moje własności, a póki nikogo nie ma, to ja tu rządzę – powiedziałam w miarę spokojnie – więc zejdź łaskawie ze swoim tyłkiem z blatu i do swojego pokoju. – zachowałam zimną krew i co mnie zdziwiło: posłuchała mnie.
-Wow, dobra jestem – pomyślałam i z zacieszem wróciłam do salonu i włączyłam MTV.
Nie minęła godzina i wróciła mama ze swoją siostrą. Powiedziała tylko coś na ucho do cioci Christy i podeszła do mnie.
-Liso, chciałabym z Tobą porozmawiać – zaczęła, a ja wyłączyłam telewizor.
-Słucham – siadłam przodem do niej.
-Przemyślałam wczoraj wszystko i pochopnie zareagowałam. Po prostu chciałam mieć spokój od Emily. Miałaś rację, ona nie jest taka słodziutka. Przepraszam Cię bardzo. – zakończyła mama, a ja ją przytuliłam – czyli mi wybaczasz to? –zapytała
-Tak – uśmiechnęłam się do niej – czyli nie mam szlabanu?
-Oczywiście, że nie kochanie – pocałowała mnie w policzek i skierowała się do kuchni.
-Wujek zrobił więcej omletów. Odgrzejcie sobie – krzyknęłam z pokoju. Poszłam do pokoju i weszłam na Twitter’a. Napisałam wpis.

„Czy może być lepiej?;) Zapowiada się niesamowity dzień, a to dopiero początek.”

Wylogowałam się i dostałam sms’a od mamy. Tak, wysoko trochę więc po co wchodzić taki kawał na chwilę, a krzyk nic nie da. Napisała, że jedzie do sklepu i czy czegoś nie potrzebuję. Odpisałam szybko, że nie. Zalogowałam się jeszcze na Facebook’a, ale tam jakieś nudy ostatnio panują. Położyłam się na ziemi i zasnęłam.
-Elisabeth, obudź się. Coś do Ciebie – powiedziała mama i podała mi małą kopertę. Zobaczyłam, która godzina.
-Co?! Spałam dwie godziny? Nieźle. – powiedziałam sama do siebie, po czym otworzyłam kopertę. Było w niej coś na wzór zaproszenia. Gdy otwarłam karteczkę ujrzałam napisaną kaligrafią treść, co najlepsze – ręcznie. Ten ktoś musiał się napracować.

Droga Elisabeth,

Mam zaszczyt zaprosić Cię na dzisiejszy bal, który odbędzie się o godzinie 20:00. O 19:30 przyjedzie do Ciebie ktoś, by Cię zawieść na miejsce. Nie bój się, nic Ci się nie stanie, wystarczy, że mi zaufasz i się zjawisz.

Tajemniczy

-Iść czy nie? Hmm, jakoś coś mi podpowiada, żebym poszła. Może warto zaryzykować? Trudno! Pójdę ;) – zadecydowałam na głos i zeszłam do mamy. Powiedziałam jej o wszystkim. Nie była pewna do tego by mnie puścić, ale po długich namowach wreszcie się zgodziła. Jestem godzinę w plecy, ale wciąż mam cztery godziny.

***

-Mamo! – krzyknęłam z garderoby, ale na marne. Wyszłam na schody i powtórzyłam – MAMO!
-Co się dzieje? – przybiegła jak najszybciej mogła.
-Nie wiem co na siebie ubrać. Za półtorej godziny ktoś po mnie przyjedzie, a ja nie gotowa i nie wiem co na siebie ubrać.
-Najpierw – zaczęła – wytrzyj włosy, bo dywan będzie mokry – podała ręcznik, a ja zaczęłam w niego moje mokre kosmyki.
-No dobra, dobra, ale co założyć – zaczęłam się zastanawiać przed kącikiem z sukienkami.
-Może tą? – pokazała turkusową sukienkę za kolana.
-Nie, to jest bal, więc coś z dłuższych. – wyciągnęłam limonkową i bordową, ale żadna mi nie pasowała. Usiadłam zrezygnowana z nimi na ziemi i nie wiedziałam co robić.
-Poczekaj, chyba coś mam. – wyszła i wróciła po pięciu minutach z dużym pudłem.
-Co to takiego? – zapytałam wstając z podłogi.
-Kupiłam to dla Ciebie na bal ostatnich klas, ale ta okazja chyba bardziej się nadaje – uśmiechnęła się do mnie, a ja wzięłam od mamy pudło i poszłam z nim na łóżko. Zdjęłam górną pokrywę i wyciągnęłam z niego piękną sukienkę z butami i torebką <klik>  
-Och mamo! – rzuciłam jej się na szyję – jest piękna! – oczy mi lśniły na jej widok.
-Nie ma za co, kochanie – dała mi buziaka w czoło i wyszła.
Na początek zrobiłam fryzurę <kilk>, następnie makijaż. Postawiłam na naturalność, więc lekko podkreśliłam oko <klik> a usta musnęłam jaśniejszym balsamem <klik>. Miałam jeszcze pół godziny, więc na spokoju zeszłam na dół.
-Wow, Lisa, wyglądasz prześlicznie – powiedziała mama.
-Dziękuję

***

-Elisabeth, po ciebie – oznajmiła mama, a ja wyszłam przed dom. Na podjeździe zobaczyłam czarną limuzynę, a przy otwartych drzwiach stał jakiś mężczyzna.
-Zapraszam do środka – podał mi rękę i wsiadłam. Jechaliśmy przez dłuższy czas. Gdy wysiadłam, moim oczom ukazał się pałac <klik>  
-WOW – ledwo wydusiłam z siebie. Szofer zaprowadził mnie do środka i zostawił po prostu samą. Usłyszałam jak ktoś gra na pianinie. Kierowałam się tam, skąd ta muzyka przybywa. Otwarłam wielkie drzwi i weszłam do środka. Widok był nieziemski <klik>, a to, że grał Louis zdziwiło mnie jeszcze bardziej.
Podeszłam niepewnie i stanęłam za nim. Chłopak się odwrócił i uśmiechnął do mnie.
-Witaj, Elisabeth – wstał i musnął ustami moją dłoń. – wyglądasz przepięknie
-Witaj, Tajemniczy – uśmiechnęłam się, ale zorientowałam się, że nikogo oprócz nas nie ma, a po środku sali balowej stoi okrągły stolik nakryty dla dwóch osób <klik> – postarałeś się
-Wszystko dla Ciebie, a, byś przyszła, musiałem skombinować, że będzie bal, gdyż inaczej na pewno byś się nie zgodziła przyjść, gdyby ktoś napisał, że będziecie we dwoje. – oznajmił na jednym wdechu, na co ja się cicho zaśmiałam
-Tak, to by było podejrzane. Ale z jakiej to okazji? – zapytałam
-Umm… - zmieszał się – tak po prostu. Zapraszam do stołu.
Zaprowadził mnie, odsunął mi krzesło i usiedliśmy. Usłyszałam w tle cichą muzykę. Od razu ją poznałam, była to piosenka, przy której poznali się moi rodzice. Mama zawsze ją słucha, gdy zatęskni za tatą, ona daje jej siłę i wiarę. <Richard Marx – Right Here Waiting> 
-Lou… - zaczęłam, a chłopak spojrzał się na mnie – to wszystko… jest niesamowite, ale co jest tego powodem ?
-A mogę odpowiedzieć na to trochę później? – zapytał nieśmiało
-Owszem – posłałam mu uśmiech i kontynuowaliśmy posiłek.
Po skończonej kolacji i po obgadaniu różnych tematów, śmianiu się z wygłupów Lou i wpadek jakie nam się wydarzyły, Tomlinson poprosił mnie do tańca. Stanęliśmy na parkiecie a z głośników poleciała moja ulubiona piosenka, skąd on wiedział, że tak ją cenię? A dokładniej była nią Aerosmith – I Don’t Wanna Miss a Thing (Od aut. Przed dalszym czytaniem włączcie ją, klikając w link)
-Twoja ulubiona, prawda? – zapytał uśmiechając się
-Tak… - rozmarzyłam się, patrząc w jego cudne oczy. Zaraz, co ja znów mówię – skąd wiedziałeś?  - zapytałam, gdy wreszcie oprzytomniałam.
-Mam swoje źródła… - przerwał. Wiedziałam, że coś go trapi.
-Loui, co się dzieje?
-Bo… - przerwaliśmy taniec, ale nadal mnie obejmował - …Jesteś niesamowitą dziewczyną. Nie potrafię przetrwać dnia, bez myślenia o tobie. Jesteś dla mnie jak mój własny tlen, znaczysz dla mnie więcej niż cokolwiek. Jesteś wszystkim czego potrzebuję i pragnę. Gdy Cię widzę, promienieję i świat nagle staje się dla mnie najlepszym miejscem jakie może istnieć, gdy zamknę oczy, zapominam o wszystkim, mam pustkę w głowie, a w niej tylko Twój obraz, Twój zapach, Twoje ciepło, Twój uśmiech… Twoje piękne, brązowe oczy, czuję Twoją bliskość. Jedyne co mi wtedy brakuje, to tylko Twojej osoby. Kocham Cię, Elisabeth. – zakończył tymi słowami, a mi łza popłynęła po policzku. Tak, to był ten moment.
-Ja… Ja Ciebie też Kocham, Louis – oznajmiłam, a chłopak rozpromieniał. Prawą dłoń miał na mojej talii, a lewą chwycił mój policzek, lekko go pogłaskał, swój wzrok wtopił w moje oczy, spojrzał się na moje usta, następnie znów w oczy, przechylił głowę, przybliżył się powoli i delikatnie pocałował. Miałam wrażenie jakby ta chwila trwała wieczność i chciałam by tak było. Zatopiłam się w jego pocałunku i pragnęłam, tak pozostać na zawsze…

****************************************

I jak? Ja szczerze mówiąc, pisząc końcówkę się zbyt rozmarzyłam :D
W komentarzach piszcie, czy Wam się podobało ;*

♥ Peace&Love ♥

2 komentarze:

  1. Świetny ten rozdział... ; DD tylko ja myślałam że ona bd. z Harrym ale no cóż trudno się mówi i tak jest świetny... ; DD :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww....dobra nie spamuje ;p
    Ten rozdział jest taki awww...haha :D Ale jakoś myślałam, że to albo Harry albo ktoś inny, ale nie Loui ;p Ale to było taki no .... awww! :D
    Czekam na NN ! <33
    Ps. sorry za krótki kom, ale nie mam weny.

    OdpowiedzUsuń