„Bo ktoś sprawia, że ten uśmiech mimo
wszystko się pojawia.”
-
Anonim
-Mm, to było pyszne. Jak dobrze mieć
kucharza w rodzinie – zaśmiałam się
-To cud miód i orzeszki – oznajmił
całkiem poważnie wujek, ale długo ze swoją powagą nie wytrzymał. Popadł w
wielki atak śmiechu, co udzieliło się także mnie.
-Jakie plany na dziś? – zapytałam gdy
wreszcie się uspokoiliśmy
-Za godzinę odbiorę Emily, a potem może
wybiorę się do siłowni.
-No, całkiem niezły pomysł – przyznałam
rację i zaniosłam talerze do kuchni.
-Tak uważasz?
-Pewnie! Przecież nie będziesz całe życie
harował jak baba przy garach. Jesteś szefem kuchni najlepszej restauracji w
Australii, więc należy Ci się trochę „męskiej” gimnastyki – uśmiechnęłam się i
siadłam w salonie. Wuj poszedł po torbę sportową do sypialni i pół godziny
później pojechał po Emily. Podrzucił ją tylko do nas i pojechał do klubu
sportowego. Usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi i ujrzałam jednego buta
lecącego w powietrzu.
-Ej, laska! Nie jesteś u siebie, więc
szanuj cudze rzeczy! – krzyknęłam na kuzynkę, bo nie będzie swobodnie
obdzierała ścian butami i niszczyła framugi. Tego jeszcze by brakowało.
-A tobie co do tego. Nie ty za to
płaciłaś.
-Właśnie, moja mama, więc szanuj co nie
Twoje! – wstałam i podeszłam do niej.
-Znalazła się święta… -prychnęła Em i siadła na blacie w kuchni
popijając wodę.
-Nie jestem Twoją matką, ale to mój dom
i moje własności, a póki nikogo nie ma, to ja tu rządzę – powiedziałam w miarę
spokojnie – więc zejdź łaskawie ze swoim tyłkiem z blatu i do swojego pokoju. –
zachowałam zimną krew i co mnie zdziwiło: posłuchała mnie.
-Wow, dobra jestem – pomyślałam i z
zacieszem wróciłam do salonu i włączyłam MTV.
Nie minęła godzina i wróciła mama ze
swoją siostrą. Powiedziała tylko coś na ucho do cioci Christy i podeszła do
mnie.
-Liso, chciałabym z Tobą porozmawiać –
zaczęła, a ja wyłączyłam telewizor.
-Słucham – siadłam przodem do niej.
-Przemyślałam wczoraj wszystko i
pochopnie zareagowałam. Po prostu chciałam mieć spokój od Emily. Miałaś rację,
ona nie jest taka słodziutka. Przepraszam Cię bardzo. – zakończyła mama, a ja
ją przytuliłam – czyli mi wybaczasz to? –zapytała
-Tak – uśmiechnęłam się do niej – czyli
nie mam szlabanu?
-Oczywiście, że nie kochanie –
pocałowała mnie w policzek i skierowała się do kuchni.
-Wujek zrobił więcej omletów. Odgrzejcie
sobie – krzyknęłam z pokoju. Poszłam do pokoju i weszłam na Twitter’a. Napisałam
wpis.
„Czy
może być lepiej?;) Zapowiada się niesamowity dzień, a to dopiero początek.”
Wylogowałam się i dostałam sms’a od
mamy. Tak, wysoko trochę więc po co wchodzić taki kawał na chwilę, a krzyk nic
nie da. Napisała, że jedzie do sklepu i czy czegoś nie potrzebuję. Odpisałam
szybko, że nie. Zalogowałam się jeszcze na Facebook’a, ale tam jakieś nudy
ostatnio panują. Położyłam się na ziemi i zasnęłam.
-Elisabeth, obudź się. Coś do Ciebie –
powiedziała mama i podała mi małą kopertę. Zobaczyłam, która godzina.
-Co?! Spałam dwie godziny? Nieźle. –
powiedziałam sama do siebie, po czym otworzyłam kopertę. Było w niej coś na
wzór zaproszenia. Gdy otwarłam karteczkę ujrzałam napisaną kaligrafią treść, co
najlepsze – ręcznie. Ten ktoś musiał się napracować.
Droga Elisabeth,
Mam zaszczyt zaprosić Cię na dzisiejszy bal, który odbędzie się o godzinie 20:00. O 19:30
przyjedzie do Ciebie ktoś, by Cię zawieść na miejsce. Nie bój się, nic Ci się nie stanie, wystarczy, że mi zaufasz i się zjawisz.
Tajemniczy
-Iść czy nie? Hmm, jakoś coś mi
podpowiada, żebym poszła. Może warto zaryzykować? Trudno! Pójdę ;) – zadecydowałam
na głos i zeszłam do mamy. Powiedziałam jej o wszystkim. Nie była pewna do tego
by mnie puścić, ale po długich namowach wreszcie się zgodziła. Jestem godzinę w
plecy, ale wciąż mam cztery godziny.
***
-Mamo! – krzyknęłam z garderoby, ale na
marne. Wyszłam na schody i powtórzyłam – MAMO!
-Co się dzieje? – przybiegła jak
najszybciej mogła.
-Nie wiem co na siebie ubrać. Za
półtorej godziny ktoś po mnie przyjedzie, a ja nie gotowa i nie wiem co na
siebie ubrać.
-Najpierw – zaczęła – wytrzyj włosy, bo
dywan będzie mokry – podała ręcznik, a ja zaczęłam w niego moje mokre kosmyki.
-No dobra, dobra, ale co założyć –
zaczęłam się zastanawiać przed kącikiem z sukienkami.
-Może tą? – pokazała turkusową sukienkę
za kolana.
-Nie, to jest bal, więc coś z dłuższych.
– wyciągnęłam limonkową i bordową, ale żadna mi nie pasowała. Usiadłam
zrezygnowana z nimi na ziemi i nie wiedziałam co robić.
-Poczekaj, chyba coś mam. – wyszła i
wróciła po pięciu minutach z dużym pudłem.
-Co to takiego? – zapytałam wstając z
podłogi.
-Kupiłam to dla Ciebie na bal ostatnich
klas, ale ta okazja chyba bardziej się nadaje – uśmiechnęła się do mnie, a ja
wzięłam od mamy pudło i poszłam z nim na łóżko. Zdjęłam górną pokrywę i
wyciągnęłam z niego piękną sukienkę z butami i torebką <klik>
-Och mamo! – rzuciłam jej się na szyję –
jest piękna! – oczy mi lśniły na jej widok.
-Nie ma za co, kochanie – dała mi
buziaka w czoło i wyszła.
Na początek zrobiłam fryzurę
<kilk>, następnie makijaż. Postawiłam na
naturalność, więc lekko podkreśliłam oko <klik>
a usta musnęłam jaśniejszym balsamem <klik>. Miałam jeszcze pół godziny, więc na spokoju
zeszłam na dół.
-Wow, Lisa, wyglądasz prześlicznie –
powiedziała mama.
-Dziękuję
***
-Elisabeth, po ciebie – oznajmiła mama,
a ja wyszłam przed dom. Na podjeździe zobaczyłam czarną limuzynę, a przy
otwartych drzwiach stał jakiś mężczyzna.
-Zapraszam do środka – podał mi rękę i
wsiadłam. Jechaliśmy przez dłuższy czas. Gdy wysiadłam, moim oczom ukazał się
pałac <klik>
-WOW – ledwo wydusiłam z siebie. Szofer
zaprowadził mnie do środka i zostawił po prostu samą. Usłyszałam jak ktoś gra
na pianinie. Kierowałam się tam, skąd ta muzyka przybywa. Otwarłam wielkie
drzwi i weszłam do środka. Widok był nieziemski <klik>,
a to, że grał Louis zdziwiło mnie jeszcze bardziej.
Podeszłam niepewnie i stanęłam za nim.
Chłopak się odwrócił i uśmiechnął do mnie.
-Witaj, Elisabeth – wstał i musnął
ustami moją dłoń. – wyglądasz przepięknie
-Witaj, Tajemniczy – uśmiechnęłam się,
ale zorientowałam się, że nikogo oprócz nas nie ma, a po środku sali balowej
stoi okrągły stolik nakryty dla dwóch osób <klik>
– postarałeś się
-Wszystko dla Ciebie, a, byś przyszła,
musiałem skombinować, że będzie bal, gdyż inaczej na pewno byś się nie zgodziła
przyjść, gdyby ktoś napisał, że będziecie we dwoje. – oznajmił na jednym
wdechu, na co ja się cicho zaśmiałam
-Tak, to by było podejrzane. Ale z
jakiej to okazji? – zapytałam
-Umm… - zmieszał się – tak po prostu.
Zapraszam do stołu.
Zaprowadził mnie, odsunął mi krzesło i
usiedliśmy. Usłyszałam w tle cichą muzykę. Od razu ją poznałam, była to
piosenka, przy której poznali się moi rodzice. Mama zawsze ją słucha, gdy
zatęskni za tatą, ona daje jej siłę i wiarę. <Richard Marx – Right Here Waiting>
-Lou… - zaczęłam, a chłopak spojrzał się
na mnie – to wszystko… jest niesamowite, ale co jest tego powodem ?
-A mogę odpowiedzieć na to trochę
później? – zapytał nieśmiało
-Owszem – posłałam mu uśmiech i
kontynuowaliśmy posiłek.
Po skończonej kolacji i po obgadaniu
różnych tematów, śmianiu się z wygłupów Lou i wpadek jakie nam się wydarzyły,
Tomlinson poprosił mnie do tańca. Stanęliśmy na parkiecie a z głośników poleciała
moja ulubiona piosenka, skąd on wiedział, że tak ją cenię? A dokładniej była
nią Aerosmith – I Don’t Wanna Miss a Thing (Od
aut. Przed dalszym czytaniem włączcie ją, klikając w link)
-Twoja ulubiona, prawda? – zapytał uśmiechając
się
-Tak… - rozmarzyłam się, patrząc w jego
cudne oczy. Zaraz, co ja znów mówię – skąd wiedziałeś? - zapytałam, gdy wreszcie oprzytomniałam.
-Mam swoje źródła… - przerwał. Wiedziałam,
że coś go trapi.
-Loui, co się dzieje?
-Bo… - przerwaliśmy taniec, ale nadal
mnie obejmował - …Jesteś niesamowitą dziewczyną. Nie potrafię przetrwać dnia,
bez myślenia o tobie. Jesteś dla mnie jak mój własny tlen, znaczysz dla mnie
więcej niż cokolwiek. Jesteś wszystkim czego potrzebuję i pragnę. Gdy Cię
widzę, promienieję i świat nagle staje się dla mnie najlepszym miejscem jakie
może istnieć, gdy zamknę oczy, zapominam o wszystkim, mam pustkę w głowie, a w
niej tylko Twój obraz, Twój zapach, Twoje ciepło, Twój uśmiech… Twoje piękne,
brązowe oczy, czuję Twoją bliskość. Jedyne co mi wtedy brakuje, to tylko Twojej
osoby. Kocham Cię, Elisabeth. – zakończył tymi słowami, a mi łza popłynęła po
policzku. Tak, to był ten moment.
-Ja… Ja Ciebie też Kocham, Louis –
oznajmiłam, a chłopak rozpromieniał. Prawą dłoń miał na mojej talii, a lewą
chwycił mój policzek, lekko go pogłaskał, swój wzrok wtopił w moje oczy,
spojrzał się na moje usta, następnie znów w oczy, przechylił głowę, przybliżył
się powoli i delikatnie pocałował. Miałam wrażenie jakby ta chwila trwała
wieczność i chciałam by tak było. Zatopiłam się w jego pocałunku i pragnęłam,
tak pozostać na zawsze…
****************************************
I jak? Ja szczerze mówiąc, pisząc
końcówkę się zbyt rozmarzyłam :D
W komentarzach piszcie, czy Wam się
podobało ;*
♥
Peace&Love ♥
Świetny ten rozdział... ; DD tylko ja myślałam że ona bd. z Harrym ale no cóż trudno się mówi i tak jest świetny... ; DD :*
OdpowiedzUsuńAwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww....dobra nie spamuje ;p
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest taki awww...haha :D Ale jakoś myślałam, że to albo Harry albo ktoś inny, ale nie Loui ;p Ale to było taki no .... awww! :D
Czekam na NN ! <33
Ps. sorry za krótki kom, ale nie mam weny.